utworzone przez Magdalena Pfeifer | sie 17, 2019 | Aktualności, Kilka Słów o..., Koncerty i wystawy
Od drugiego tygodnia sierpnia spotykamy się na relaksacyjnych koncertach w Parku Oliwskim – oczywiście, jeśli pozwoli na to pogoda! W środy koncerty od 19:00 do 20:00, w piątki od 18:00 do 19:00.
Jeśli wrzesień będzie dosć ciepły i suchy, będziemy spotykac się w soboty o 16:00 na godzinnym koncercie 
Szczegóły i aktualizacje terminów śledźcie w dyskusji wydarzenia na FB!
https://www.facebook.com/events/362705301058016/?active_tab=discussion
Misy i Gongi w Parku- koncert relaksacyjny /kąpiel w dźwiękach gongów i śpiewu intuicyjnego Magdaleny Pfeifer – niezwykłe dźwięki w niezwykłych okolicznościach!
To moja letnia oferta dla Państwa! Koncerty odbywają się raz w tygodniu – środa lub piątek – proszę obserwować wydarzenie. Jeśli Państwo sobie życzą – będę wysyłać na Messengera informację o tym, kiedy i czy spotkanie się odbędzie, czy nie – wszak jesteśmy uzależnieni od pogody.
Oferta ważna jest do końca wakacji 2019, a jeśli pogoda dopisze, to również we wrześniu, zmienię tylko dni i godziny sesji (ze względu na krótsze i chłodniejsze wieczory).
UWAGA! W harmonogramie ujęte są PROPONOWANE TERMINY KONCERTÓW.
Koncert zaczynamy o godz. 19:00. Taki koncert jest jedną z najwspanialszych form medytacji – najlepiej poddać się terapii (Tak, tak to jest terapia dźwiękiem, forma muzykoterapii) na LEŻĄCO – weź ze sobą koc lub matę do leżenia, może coś do przykrycia, opaskę lub chustkę na oczy. Łatwiej się skoncentrować na dźwiękach i na sobie, kiedy nas światło nie rozprasza. Jeśli lubisz, czy potrzebujesz – weź poduszkę. Po prostu zadbaj o swój komfort – toteż przyjdź w wygodnym, nie krępującym ciała ubraniu. Weź ze sobą koc do przykrycia i coś ciepłego do ubrania, wieczór może być chłodny- najwyżej tego nie użyjesz, a może się przydać. 
koncert w naturze, wśród zieleni, drzew, traw i kwiatów, w bliskim kontakcie z Matką Ziemią, pod czułym okiem Ojca Nieba, na świeżym powietrzu jest zupełnie innym przeżyciem niż w pomieszczeniu. Tu rezonuje cała Natura, cały Kosmos, pozwalając na intensywniejsze połączenie ze Źródłem. Dodatkowym rarytasem jest bliskość czakramu Katedry Oliwskiej, który w stanie relaksu oddziałuje na nas o wiele silniej.
pozwól dźwiękom działać, a Twoje ciało i umysł odwdzięczą się Tobie niezwykłym odprężeniem, oczyszczeniem, poczuciem lekkości, wrażeniem, że wszystko jest łatwiejsze. Niektórzy widzą świat wyraźniej, a nawet bardziej kolorowym. To zasługa procesów zachodzących w naszym mózgu podczas dźwiękowej terapii – w głębokim relaksie, któremu nasz mózg nie jest w stanie się oprzeć w trakcie koncertu i zwalnia swoje działanie z poziomu beta (poziom świadomości i codziennego funkcjonowania) do poziomu alfa (granica jawu i snu – tu najlepiej jest stosować afirmacje), a nawet theta (poziom głębokiego snu), zachodzą procesy oczyszczania i samouzdrawiania, procesy regeneracyjne i wzmacniające.
Taki koncert, czy sesja indywidualna (zapraszam na indywidualne spotkania z dźwiękiem, które w nieco inny sposób są odczuwane przez osobę masowaną) pozostawia nas w energetycznym odświeżeniu, prowadzi do uzdrowienia emocji, ciała, znakomicie redukuje stres.
wymiana energetyczna – 10 zł, tuż przed samym koncertem.
Pamiętaj, przyjdź chwilę wcześniej 
GDZIE: Park Oliwski, ustronny trawnik za Starą Wozownią, tuż przy potoku, w pobliżu Muzeum Etnograficznego.
KIEDY: sprawdzaj harmonogram i posty w dyskusji 
Więcej o dźwiękowej terapii przeczytasz tutaj:
Zapraszam także na indywidualne masaże dźwiękiem. – Kontakt przez Messengera lub stronę internetową.
Zapraszam do sklepu internetowego:
https://www.magdalenapfeiferarts.com/sklep-shop/
I na fanpejdż Magdalena Pfeifer Arts
Organizatorzy mają prawo do odwołania zajęć lub zmiany terminu bez podania przyczyny.
Informuję, że wydarzenie , czyli koncerty relaksacyjne w Parku Oliwskim mogą być fotografowane i nagrywane – biorąc udział w koncertach wyrażasz zgodę na fotografowanie i publikację Twojego wizerunku na stronie internetowej www.magdalenapfeiferarts.com oraz w mediach społecznościowych (Instagram i Facebook).
Jeśli nie chcesz znaleźć się na zdjęciach, powiedz mi o tym, a także zadbaj o to, by nie można było Cię rozpoznać na zdjęciach.
Rodo.
Mamy takie prawo, które mówi, że muszę poinformować Państwa o ich prawach.Zatem:
administratorem Państwa danych osobowych jest Magdalena Pfeifer Arts.
Zgłaszając się na zajęcia drogą internetową, poprzez Fb wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie przez Administratora Państwa danych osobowych w celu umożliwienia zapisania się i ewentualnej korespondencji dotyczącej spotkań. Dane osobowe podają Państwo dobrowolnie i w każdej chwili mogą Państwo je wycofać.
Więcej informacji na temat polityki prywatności mogą Państwo uzyskać tutaj:
https://www.magdalenapfeiferarts.com/polityka-prywatnosci-i-pliki-cookies-privacy-policy-and-cookies/
utworzone przez Magdalena Pfeifer | sie 2, 2019 | Aktualności
Życie dzieci artystów pełne jest…
– Mamo, znalazłam świetne wykonanie Wiedźm z Makbeta, naprawdę świetne i słucham, ale… no wiesz, takie jest…
– Co, nie jest z „Bałtyckiej”? (Przyp. Opera Bałtycka).
– No. Ale chór mi nie pasuje. Świetnie śpiewa, ale ja mam tak mega wbitą do głowy wersję w waszym wykonaniu… Że masakra 🤣🤣🤣🤣
– Biedna, skrzywiona jesteś…
– Skrzywiona bardzo. Bo potrafiłam słuchając waszego wykonania czasem rozróżnić poszczególne głosy. Kto śpiewa. A tu jakieś takie jakieś takie nie swojskie to.
„Biedne” to moje dziecko… ja też mam takie skrzywienia po latach pracy. Na przykład Lady Makbeth to dla mnie po prostu Kasia Hołysz i już 😊
My naszego Makbeta pod kierunkiem José Maria Florêncio naprawdę wymiatałyśmy! Pod jego batutą trzeba się było nieźle „ogarniać”, a do tego ruch sceniczny w reżyserii Marka Weissa… bardzo pomysłowy i tez trzeba było wiedzieć o co chodzi i kiedy – był zrobiony ściśle pod muzykę. Weiss zawsze tak robi. Zna opery, które reżyseruje na pamięć w każdej nucie, w każdym słowie, a to, co się dzieje na scenie, ma sens. Naprawdę było co robić, buty z nóg spadały i to dosłownie! Jedna z koleżanek solidnie skręciła nogę, było gorąco niebezpiecznie, a koleżanki to tak „ograły”, że publiczność nic nie zauważyła. To było męczące przedstawienie, trudne dla nas – chóru żeńskiego – sporo byłyśmy na scenie, było sporo wymagającego śpiewania, ale jaka satysfakcja! I ta muzyka! To było wyzwanie, to był Verdi i Sheakspeare z krwi i kości! Wraz z koleżankami uwielbiałyśmy ten spektakl, czekałyśmy z utęsknieniem, choć wychodziłyśmy z pracy wykończone. To nie miało znaczenia. Ale to było naprawdę COŚ! Cieszę się, że mogłam w takich przedstawieniach brać udział, w WIELKIEJ SZTUCE, przez naprawdę wielkie „WU”.
Spektakl był oparty na motywach zrywów solidarnościowych i wyprodukowany w ramach Solidarity Of Arts. Niektórzy mówili, że nieco naciągane to było, ale jakoś nie przeszkadzało to publiczności przychodzić tłumnie (bilety trudno było dostać, nawet pracownikom, mieliśmy ograniczenia!) i bić brawa na stojąco na niemal każdym spektaklu!
To była ogromna przygoda dla mnie. Wielka przygoda – każdy spektakl. Czasem narzekałyśmy… próby były wyczerpujące, życie miało swoje wyzwania, to się narzekało. Ale bilans ogólny na wielki plus!
Pamiętam jedną próbę szczególnie. Jakiś pogrom był, dużo osób chorowało i tak mało było nas na scenie w czasie próby… inaczej się śpiewa, kiedy jest dużo osób na scenie, a inaczej, jak jest połowa z tych, które powinny być… przyzwyczajona do pewnego wolumenu i pewnej swobody w trakcie pięknego wzruszającego chóru „Patria Opressa” (poszukajcie sobie jakieś wykonanie w necie! Majstersztyk muzyczny!) zaczęłam śpiewać. Też podziębiona, więc zestresowana do granic. Rety! Tak naprawdę okropnie trzęsłam tyłkiem ze strachu, wpatrywałam się w maestro Florêncio jak sroka w gnat, bo on WSZYSTKO SŁYSZY, modląc się, żeby było dobrze, bo czułam się, jakbym prawie solo śpiewała, a on na pewno uslyszy, ze jfałszuję, piszczę i zgrzytam i w ogóle ca ja robię na tej scenie! W dodatku nie słyszałam zbyt dobrze koleżanek i kolegów, ale szczególnie sopranów, które były mi potrzebne wtedy, jak tlen! Z powodu absencji, zostaliśmy rozstawieni po scenie w większych odległościach. Spięłam jednak poślady i z każdym dźwiękiem dziękowałam sobie, że jest w porządku (chyba?). Początek miał być cichy, cichuteńki, koniec też. W trakcie się nieco rozluźniłam ,bo jednak się dobrze śpiewało… Dyrektor na końcu popatrzył na mnie podniósł kciuk i tylko kazał się nieco przyciszyć, kładąc wskazujący palec na ustach. Myślałam, że zemdleję! Jednak było za głośno! Albo coś… Podeszłam do tematu za mocno solo? Źle było? Florêncio mnie wyciszył, a jednak się uśmiechnął do mnie. Co za ulga! Kilka takich epizodów przeżyłam. To było dla mnie jak egzaminy wokalne. Nie dziwcie się, że tak to przeżywam, to bardzo, niezwykle wymagający dyrygent, praca z nim też jest wymagająca, ale efekty są wspaniałe!
I to moje dziecko, które było wtedy chyba w gimnazjum, przyjeżdżało często na próby. Na tej pewnie też było. Przyjeżdżało nie tylko na Makbeta, choć ten spektakl ukochało sobie bardzo, z powodu chyba właśnie tych chórów żeńskich, tych wiedźm, które pod Florênciem śpiewałyśmy w takich tempach, że gatki spadały! Ale nie ma ryzyka, nie ma zabawy! 😉
To i skrzywiło się moje dziecko, od tego przyjeżdżania, bo każdy inny „Makbet”, choć wspaniały, nie jest już jednak nasz. I dlatego ogólnie dzieci artystów są „skrzywione”, bo żyjąc naszym artystycznym życiem, nasiąkając od pieluch tym, co i jak robimy artystycznie – chcąc nie chcąc nabierają przyzwyczajeń estetycznych. I potem trudno im przejść nad tym. Po prostu wynoszą z domu, z naszej pracy (często w domu) dźwięki, obrazy, mają je glęboko pod skórą i jak to stamtąd wyrwać… Bo wszystko inne brzmi czy wygląda dobrze, ale zawsze ma jakieś „ale” – nie pasuje do wdrukowanego schematu.
Pozostaje mieć nadzieję, że wdrukowujemy naszym dzieciom wartości, które im służą. I nie tylko im. Wartości artystyczne, estetyczne, emocjonalne, które przyniosą im coś dobrego.
Ja jestem dumna z moich dzieci i ich poczucia estetyki. Chyba dobrze się spisałam!
A wracając do „Makbeta” – nawet jeśli będzie wznowienie, ja już niestety w nim nie zaśpiewam. Trochę szkoda, ale teraz jest czas na inne artystyczne sprawy. Choć może zostanę kiedyś gościnnie zaproszona? A może zaśpiewam w jakimś koncercie „Makbetowym”? Śpiewam go niemal „w nocy o północy”, jak „Traviatę” – pewnie wystarczyłaby mi jedna, może dwie próby i by poleciało. Nie odmówiłabym! Tymczasem na razie skupiam się na misach i gongach i powstającej płycie, oraz na malowaniu i rozwijaniu sklepu internetowego.
Zajrzyjcie do niego przy okazji, jest na tej samej stronie.
Fotografia ze spektaklu jest autorstwa Sebastiana Ćwikły, ściagnięte niegdyś z portalu Opery. Albo Trojmiasto.pl. Szczere mówiąc nie pamiętam.
Tu się polansuję trochę z Kasią Hołysz – Kasiu, musimy sobie koniecznie zrobić nowe, lepsze zdjęcie <3

W linku poniżej wykonanie z Kijowa z 15 maja 2010 r. Bardzo majestatyczne. Osadzone w tempie. Nasze tempo… cóż, było pełne pasji, jak i dyrygent 😊
https://www.youtube.com/watch?v=51KNAE3n8j8
Premiera
05 września 2010
Czas trwania
2h 30′ (jedna przerwa)
Poniżej cytuję za portalem trójmiasto.pl
https://kultura.trojmiasto.pl/Makbet-s1172.html
Partię tytułową w gdańskiej premierze „Makbeta” kreował wybitny włoski baryton Vittorio Vitelli – ceniony wykonawca ról verdiowskich – Makbet to jedna z jego popisowych kreacji. Artysta występuje na tak renomowanych scenach, jak mediolańska La Scala, berlińska Deutsche Oper, La Fenice w Wenecji, Teatro del Liceu w Barcelonie. Vitelli zachwycony jest gdańską produkcją, mówi o niej, że oddaje szekspirowskiego ducha, jest mądra i klarowna.
W partii Lady Makbet partnerowały mu Katarzyna Hołysz i Magdalena Meziner. Vittorio Vitelli wykonał partię Makbeta 5, 7 i 9 września 2010 roku. Następnie partię przejął Leszek Skrla. W pozostałych partiach usłyszymy m.in. Daniela Borowskiego i Adama Palkę jako Banka, Pawła Skałubę i Adama Zdunikowskiego jako Macduffa, Aleksandra Kunach w partii Malcolma oraz Piotra Nowackiego i Andrzeja Malinowskiego jako Lekarza i Zbira.
Kierownictwo muzyczne: Jose Maria Florencio
Inscenizacja i reżyseria: Marek Weiss
Scenografia i kostiumy: Hanna Szymczak
Projekcje: Marek Zygmunt
Przygotowanie Chóru: Dariusz Tabisz
Asystenci dyrygenta: Francesco Bottigliero, Jakub Kontz
Wykonawcy:
Makbet: Leszek Skrla (12-13.02), Vittorio Vitelli, Mikołaj Zalasiński (9-10.02)
Lady Makbet: Katarzyna Hołysz (9-10, 12-13.02), Magdalena Meziner, Iano Tamar
Banko: Daniel Borowski (9-10, 12-13.02), Adam Palka
Makduf: Paweł Skałuba (9-10, 12-13.02), Adam Zdunikowski
Malkolm: Aleksander Kunach (9-10, 12-13.02)
Dama Lady Makbet: Karolina Sikora (9-10, 12-13.02), Ewelina Wojciechowska
Zbir / Lekarz: Andrzej Malinowski, Piotr Nowacki (9-10, 12-13.02)
dyrygent – Andryi Yurkevych
Chór i Orkiestra Opery Bałtyckiej
Premiera spektaklu odbyła się w ramach festiwalu Solidarity of Arts.
utworzone przez Magdalena Pfeifer | sie 1, 2019 | Aktualności, Luna - wiersze i ilustracje - cykl
Jeszcze młoda
Spokojnie czeka
by wznieść się dostojnie

w blasku
by powstać
i wkroczyć dumnie
na scenę niebios
by zasiać ziarno światła
choć odbitego.
A za kurtyną
w mroku
publiczność wypatruje
gotowa by przyjąć
dar Świadomości
1 sierpnia2019 o 17:581
utworzone przez Magdalena Pfeifer | lip 31, 2019 | Aktualności, Luna - wiersze i ilustracje - cykl
Jakiś czas temu namalowałam cykl akwareli, konkretnie 24 sztuki akwareli astrologicznych – księżycowych. Mój cykl Lunarny. Pokazywałam je już na fb, ale teraz zyskały nową oprawę – słowo. Będą się ukazywać cyklicznie, w czasie pełni i w czasie nowiów, tak jak publikuję „Zodiak w Alkowie – nieco intymnie o znakach zodiaku. Opowiadania.” w czasie, kiedy następują zmiany znaków.
Nie mam do nich napisanych opowieści, jak do znaków zodiaku, przedstawianych Wam przeze mnie jako Zodiak w Alkowie.
Ale za to powstają wiersze. Jakoś tak mam, że najpierw powstają ilustracje, a do nich słowa, tak samo było z ilustracjami zodiakalnymi.
Mam nadzieję, że się Wam spodobają. Dobrego czytania 🙂
Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają i zachęcają.
Wiersze, które dziś przedstawiam, napisałam dawno, jeszcze nie przeczuwałam, że powstanie mój cykl o Lunie w jakiej kolwiek postaci. Czy tego chcemy, czy nie – władczyni nocnego nieba ma na nas magnetyczny wpływ. U mnie przejawia się on w sztuce. Cieszy mnie to!
Jesteś mym lustrem,
zwierciadłem mej duszy,
w którym lubię się przeglądać.
Czyś w pełni swej Luną,
czy Księżycem chudym,
me myśli do ciebie fruną.
I moje marzenia,
a także zwierzenia
najskrytsze.
Te wszystkie sprawy
najdziksze,
które z całą mocą
dniem jasnym i ciemną nocą
mogą mą głowę zaprzątać.
Jesteś moim przyjacielem lubym
i sekretów powiernicą.
Jesteś mej ciemnej duszy,
mego serca głuszy
świetlistą tajemnicą.
************************
Otulasz mnie swym blaskiem srebrzystym
jak jedwabnym woalem,
w który się wplątuję,
choć czasem nie chcę tego wcale.
Lecz urok twój niezwykły
sprawia, że duch mój
do uległości tobie jest nawykły.
Kiedy przyoblekasz pełnej gali strój,
głęboką przyjemność
we wpatrywaniu się w ciebie
znajduję.
******************************
Patrzę na ciebie,
a myśli me mkną daleko,
znajdę je potem za siódmą górą,
za siódmą rzeką…
Lecz teraz oświetlasz mego serca głęboką toń
i choć w poduszki miękkie tulę swoją skroń,
to sen – mój wybawca – ciągle nie nadchodzi.
Wybaczam ci jednak,czarodziejko blada,
bo w twym blasku moja dusza brodzi
i liryczna staje się moja szuflada…
opublikowano 1 sierpnia 2019 o godz. 15:45 w ingresie Księzyca do Lwa 🙂
bo czemu nie?
utworzone przez Magdalena Pfeifer | lip 30, 2019 | Aktualności, Kilka Słów o...
🌳Mam trochę napisanych wierszy. Moja przyjaciółka, mądra, oczytana kobieta zachęca mnie ciągle, do tego, bym pisała i dzieliła się nimi z innymi ludźmi. Lubi je czytać. Wierzyl też we mnie inny mądry, wspaniałly człowiek. Wydrukował nawet w ogólnopolskim wspaniałym piśmie. Ale o tym będzie osobny post, jako wspomnienie… bo on juz nie żyje.
🌳Jak to jest, że uwierzyłam jednak w słowa krytyki od kogoś innego, a nie osobom, w których mądrość i smak tak bardzo ufam? Może dlatego, że musiałam dojrzeć do tego wszystkiego? Bo wszystko ma swój czas…
🌳Teraz, przy retrogradacji Merkurego (pozorne cofanie się planety, która lubi słowa, a w czasie cofania lubi przypominać stare sprawy, by coś z nimi zrobić, przyjrzeć się im i być może na nowo temat podjąć, lub go uprzątnąć ) przyjaciółka bardzo mnie męczy o nowe wiersze. Dostałam nawet na urodziny piękny notes, do zapisywania ich. Długo nie pisałam, a ostatnio, pewnie wskutek tego męczenia – znów przychodzą słowa. Czy mądre? Czy składne? Nie wiem.
Ale są. Myślę, że nie mam się czego wstydzić.
Może i Wy odnajdziecie w nich kawałek siebie.
🌳 Ten napisałam niedawno. Zilustrowanie go tą akwarelą wydaje się zasadne, choć oba utwory – ten literacki i ten wizualny – powstały w totalnie innym czasie, Akwarelę namalowalam… jesienią zeszłego roku, słowa powstały w czerwcu tego roku. Drzewo Bogactwa.
Wzrastamy wszak w różne bogactwa w ciągu życia, czyż nie? Są nimi też myśli 🌝 bądźcie wyrozumiali. Postanowiłam zacząć pokazywać je Wam 🙂
🌳A ta akwarela jest do nabycia w sklepie na tej stronie.
Chyba. Jak nie, to zaraz wrzucę.
To Drzewo Bogactwa wygląda trochę jak kobieca głowa z szyją, ramionami… to ciekawe jest, nie sądzicie? W końcu wzrastamy w głowie, to w niej dorastamy, osiągamy dojrzałość. I to właśnie ma Drzewo Bogactwa do naszych myśli – one są naszym bogactwem. To one kielkują w naszej głowie, wzrastają i potem w życiu realnym zbieramy ich owoce. Warto chyba dbać o to drzewo, o te myśli, pielęgnować je, przycinać, nawozić zaangażowaniem i miłością… prawda?
A toto wiersz:
Wzrastam.
Rosnę w górę
I wszerz i na boki.
Korzeniami do centrum ziemi
Gałęzie do środka nieba wyciągam.
Owocami wzrastam.
Słodkie one, czy kwaśne?
Czy dojrzały?
Czymże te owoce?
Byle nie zgniłki.
Ślę Wam mnóstwo serdeczności z głębin mojego nieco drżącego serca.
Zosiu, dziękuję Ci, że tak we mnie wierzysz!
Drzewo Obfitości – akwarela/mixmedia, 30x 30 cm.