utworzone przez Magdalena Pfeifer | kwi 13, 2017 | Aktualności, Subiektywnie o...
Kto nie był, niech żałuje! Choć prawdopodobnie ciężko byłoby się jeszcze dostać, bo cała sala Opery Bałtyckiej była wypełniona – i słusznie, bo było czego posłuchać!
Ja byłam. Na scenie. Śpiewaliśmy Messa da Requiem Giuseppe Verdiego. Koncert był… Piękny był. Wzruszający. Ta muzyka sama w sobie porusza. Ważne jednak jest jeszcze wykonanie. A dziś… kto się pofatygował na koncert, miał ogromne szczęście, bo mógł posłuchać niebiańskich piano słynnej Barbary Kubiak… cudownie śpiewa, doprowadziła mnie do łez na Offertorio… jej głos w górnych rejestrach brzmi niesamowicie… słodkie tony wlewały się w ciało, w duszę, otwierały serce. Nasza polska diva cudownie brzmiała także w duetach z Karoliną Sikorą, dla której było to pierwsze wykonanie tego utworu. I spisała się znakomicie, a możecie Państwo wierzyć lub nie, ale mezzosopran ma tu co śpiewać! Osobiście kibicuję Karolinie od dłuższego czasu. Mam okazję obserwować jej rozwój, bo na deskach Bałtyckiej śpiewa od kilku lat, coraz to bardziej wymagające partie – co by nie zaśpiewała, to zachwyca wykonaniem. Ekspresją i perfekcją. Ta gdańska śpiewaczka o włoskiej urodzie naprawdę ma cudowny głos i talent, a wszystko poparte ogromną pracą i wielką skromnością. Jest wspaniała – warto się snobować i chodzić „na Sikorę”, bo ta dziewczyna po prostu musi zrobić wielką karierę. Czego jej z całego serca życzę!!! Partie męskie śpiewali Wolodymyr Pankiv i Tadeusz Szlenkier – miękki, włoski, cudownie liryczny tenor. Pierwszy raz usłyszałam go w partii Turridu z mojej ukochanej Cavalerii Rusticany, kiedy to się zachwyciłam barwą i prowadzeniem głosu. I wrażliwością muzyczną. Po Requiem pozostaję w zachwycie! Na Tadeusza też polecam się snobować! Całości dopełnił brzmiący, ciepły bas Pankiva. Zapadający w pamięć. Kiedy się go słucha z zamkniętymi oczami jego głos subtelnie otula jak koc. Przyjemne uczucie.
Dyrygował nami młody dyrygent z Krakowa Tomasz Tokarczyk. Rzeczowy, konkretny, ekspresyjny i bardzo zaangażowany – swoją postawą, profesjonalizmem, swoim stylem dyrygowania sprawia, że wszystko było co trzeba, a nawet więcej. Bo kiedy artyści po koncercie są wzruszeni… to znaczy, ze to było to.
Ja osobiście po koncercie się rozpadłam na kawałki. Muzyka, zaangażowanie dyrygenta, piękne wykonania solistów, świetna gra orkiestry i pełen ekspresji śpiew bardzo skupionych i zarażonych zaangażowaniem dyrygenta koleżanek i kolegów z chóru sprawiły, że bardziej niż zwykle poczułam się częścią niezwykłego, cudownego organizmu. Moje serce zostało poruszone, wstrząśnięte… Jeszcze teraz kiedy to piszę, brzmią we mnie fragmenty… uśmiecham się wewnętrznie i zewnętrznie, z zachwytem. Będę dziś zasypiać z tą muzyką w ciele, nie pozwolę, by coś mi to wrażenie zepsuło.
Mam wspaniałą pracę. Wymagającą, czasem trudną, ale wspaniałą. A nagrodą są oklaski, Wasze oklaski. Dzisiejsze były na stojąco! Cudownie jest być tłem dla takich śpiewaków, jak Barbara Kubiak, Karolina Sikora, Tadeusz Szlenkier i Wolodymyr Pankiv.
Pośród tych wszystkich zachwytów nie sposób jednak zapomnieć, że dzisiejszy koncert to Messa Da Requiem. Msza żałobna. Dla nas dzisiejsze wykonanie było szczególne. Zmarł nasz kolega z orkiestry, Krzysztof Poznański, dziś odbył się Jego pogrzeb. Na samym początku koncertu pan Dyrektor Kunc poprosił wszystkich zebranych, abyśmy uczcili jego odejście chwilą ciszy. Wszyscy złożyliśmy Krzysztofowi ten hołd. I my muzycy i widownia.
Messa Da Requiem to hołd dla wszystkich zmarłych.
Messa da Requiem to duchowe przeżycie. Kontemplacja życia i śmierci.
Taki to czas przed Wielkanocą, czas zadumy nad Kołem Życia.
P.S.: Myślę, że nasza Pani Kierownik Chóru ze spokojnym sercem może być z nas dumna!
13 kwietnia 2017
Dyrygent Tomasz Tokarczyk
SOLIŚCI
Sopran Barbara Kubiak
Mezzosopran Karolina Sikora
Tenor Tadeusz Szlenkier
Bas Volodymyr Pankiv
CHÓR I ORKIESTRA OPERY BAŁTYCKIEJ W GDAŃSKU
Przygotowanie chóru Anna Michalak

utworzone przez Magdalena Pfeifer | lut 19, 2017 | Aktualności, Kilka Słów o...
KILKA SŁÓW O… O OGRANICZENIACH.
Każda droga, niekrzywdząca, która pomaga nam odkryć siebie, jest dobra. Jest to również droga rozpoznawania własnych ograniczeń.
W szeroko rozumianej duchowości mówi się, że ograniczenia nie istnieją, przynajmniej tak można niektóre nauki zrozumieć. Wiele razy słyszymy, że ograniczenia są tylko w naszych głowach, że możemy wszystko, co tylko zechcemy… Bardzo często wierzymy w to i w zdrowy sposób jesteśmy dzięki temu w stanie osiągnąć dobrostan. I to jest wspaniałe! Ostatnio zdarzyło mi się prowadzić na fejsbuku rozmowę, często się to zdarza, ale ta konkretna doprowadziła mnie do pewnych refleksji, które miałam długi czas pod skórą i teraz domagają się ujrzenia światła dziennego. Wyartykułowania ich. Stąd ten artykuł (albo felieton, ale jak zwał tak zwał).
To jest cudowne, kiedy możemy pokonać swoje ograniczenia. Ale czy jesteśmy w stanie pokonać wszystkie? I czy to jest konieczne? Czy na pewno przyniesie nam to dobrostan?
Na początek trzeba rozważyć jakie mamy ograniczenia. Na pewno społeczne, własne, osobiste lęki, lęki odziedziczone po przodkach, wkręty różnego rodzaju, jakie sami sobie zafundowaliśmy, bądź uwierzyliśmy w jakąś opinię o nas. Ograniczenia narzucone nam przez rodzinę, kraj, w jakim żyjemy, system prawa obowiązujący tam, gdzie jedziemy, szkołę, pracodawcę, stan majątkowy, przyjaciół i wiele innych. Ograniczenia systemu wartości. Niektóre z tych ograniczeń nakładamy na siebie sami (jeśli kocham, to nie zdradzam ukochanej osoby, jestem godna/godzien zaufania, to nie zdradzam powierzonych mi tajemnic). A niektóre – i tu dochodzę do sedna – są nam nadane przez Naturę.
Samotnik, który nie lubi towarzystwa ludzi i woli spędzać czas sam ze sobą w lesie, czy pracowni majsterkowicza, nie stanie się duszą towarzystwa. Człowiek z obciętymi nogami nie zacznie nagle chodzić, ktoś, kto nie ma słuchu nie będzie wybitnym śpiewakiem, czy dyrygentem, ktoś, kto nie lubi wody nie będzie świetnym pływakiem. Tam, gdzie nie ma śniegu nie da się jeździć na łyżwach (ale uwaga, już na rolkach być może tak, chyba, że to pustynia, to powodzenia…), na nartach, tam gdzie wody są skute lodem, nie da się serfować. Owszem, można pokonać te ograniczenia w pewien sposób. Obejść je.
Wspomniany samotnik może się ośmielić i wyjść do ludzi, jeśli bardzo tego pragnie, pokonać np. nieśmiałość. Człowiek bez nóg może się poruszać przy pomocy protez, czy wózka, czyli być może nie musi być przykuty do łóżka i odosobniony. Może pracować, ćwiczyć, uprawiać sporty, często ekstremalne, ale jednak w ramach ograniczenia swojej niepełnosprawności. Piękna dziewczyna bez ręki może zostać modelką. Lub fotomodelką. Jeśli będzie miała dość determinacji i siły przebicia, żeby znaleźć projektanta, czy stylistę, który zdecyduje się zrobić z nią sesję – jeśli tak, to oboje pokonują ograniczenia i to jest fantastyczne! Niedawno widziałam w internecie taki pokaz mody, gdzie modelkami były dziewczyny z protezami, a niektóre z zespołem Downa. Wzruszyłam się, oglądając ten pokaz. Jest też wspaniały kalendarz z półnagimi mężczyznami, którzy bez wstydu – bo czegoż tu się wstydzić? – prezentowali swoje piękne ciała… uszkodzone w walce. Urwane granatem ramiona, nogi amputowane, bo zmiażdżone czymś… to byli weterani wojenni. Oni, ich protezy i ograniczenia, jakich przez to doświadczają. Modelkami są ostatnio również kobiety w rozmiarze XL i więsze i to jest bardzo dobry trend, bo rzeczywistość jest taka, że kobiety mamy rożnych rozmiarów, nie tylko 170cm w rozmiarze 34. Ktoś, komu „słoń nadepnął na ucho” mimo wszystko może cieszyć się muzyką, całym dobrodziejstwem, jakie niesie, może np. śpiewać. O ile jest wyrozumiały dla siebie i nie zje go ambicja, bo to bardzo drogo kosztuje – vide film „Boska Florence” o Florence Jenkins, śpiewaczce, która śpiewała, choć nie umiała… ale miała dużo pieniędzy, przyjaciół, niekoniecznie szczerych, lecz utrzymujących ją latami w przekonaniu o jej wspaniałości, kochającego męża, który opłacał recenzje, by ona była szczęśliwa, a przede wszystkim ona miała wielkie pieniądze i była urocza i hojna (teraz w dobie internetu… no, można oszukać trochę za pomocą osiągnięć techniki i dobrych współpracowników). Może nawet znaleźć grono podobnych sobie, którym nie będzie przeszkadzało, że jak będą grać, to niekoniecznie to się będzie zgadzało z tym, co w nutach…. Okazało się też, że mogą być bobsleiści na Jamajce, a tam nie ma śniegu i lodu! Nie było ich stać na zgrupowanie tam, gdzie można trenować. Pokonali jednak swoje ograniczenia i dzięki temu stali się sławni. Ich społeczność uwierzyła w nich, w ich marzenie i determinację i mogli pojechać na olimpiadę, ale trzeba przyznać, że ciężko na to pracowali!
Jednak, Czy Michael Jackson spełnił swoje marzenie i stał się „biały”? Osiągnął namiastkę tego, ale jaka była cena… czy samotnik będzie brylować na salonach? Czy „głuchy” będzie wybitnym muzykiem?
Jak się nad tym zastanowić, mamy pewne ograniczenia, których nie będziemy mogli pokonać. Są to ograniczenia nadane nam przez Naturę. Ja na przykład nie będę nigdy blondynką o wzroście 180 cm, mogę być blondynką, bo są farby do włosów, ale problem może być ze wzrostem. No i na pewno nie będę już młodsza. Ktoś, kto jest oschły z natury nie będzie wylewny, bo po prostu nie, co nie znaczy, że brak mu serdeczności, choć może i tak być. I wtedy nie ma co liczyć na odruchy serca. Ktoś, kto jest bardzo uczuciowy i płacze z byle powodu nie stanie się nagle opanowany i bezwzględny. Może jedynie w ramach swojej uczuciowości próbować jakoś to opanować.
Skała nie będzie wodą, choć ziemia może nasiąknąć wodą. Powietrze nie stanie się ogniem, choć może być gorące. Lód to nie ziemia. Ja nie jestem rybą, ty nie jesteś tygrysem, a sąsiadka nie jest kotem. Choć możemy mieć ich cechy, to jednak nimi nie jesteśmy. Nie jesteśmy też drzewami, czy kwiatami. Ani mrówkami. Jesteśmy ludźmi. I to jest nasze ograniczenie. Przez to, że nie jestem rybą, nie mogę oddychać pod wodą bez specjalnego sprzętu. Nie jestem przystosowana do tego.
Co nam daje ta wiedza? W mojej fejsbukowej rozmowie zadano mi pytanie „A coś ty się tak uparła kim nie będziesz? Popatrz kim jesteś!”. Moja odpowiedź? „Eliminacja tego czym lub kim nie jestem pomaga w odkryciu kim jestem 🙂 każda droga, która nie krzywdzi, a pomaga odkryć siebie jest ok”.
Tak, myślę, że świadomość własnych ograniczeń i pokonywania ich w zgodzie z tymi wszystkimi innymi ograniczeniami jakie mamy z Natury pomaga nam odkryć kim i czym jesteśmy. Pomaga nam odkryć naszą osobistą drogę rozwoju i mniej błądzić. Pomaga nam zastanowić się, czy to, co myślimy, że jest naszym ograniczeniem faktycznie nim jest i czy na pewno nie da się jakoś tego obejść? Wszystko, co pomaga nam się rozwijać i wzrastać jest korzystne. Zatem spójrzcie na swoje ograniczenia z miłością i podziękujcie im. Bo możliwe, że „głuchy” dyrygent nie byłby szczęśliwy z powodu wyśmiania i środowiskowego ostracyzmu (wyjątkiem oczywiście jest Beethoven, ale on ogłuchł, kiedy był już wybitnym kompozytorem i dyrygentem, to jest po prostu fenomen i tak naprawdę cierpiał mocno z powodu głuchoty). Za to może ma talent, który pomijał, goniony nierealnym marzeniem…
Naprawdę warto znać swoje realne ograniczenia. Te z Natury. Ograniczenia „nabyte” to już inna para kaloszy. Bo faktycznie, duchowe nauki to święta prawda, ograniczenia nie istnieją, ale w ramach tego, jak jest nasza natura. Pamiętajmy, że każdy z nas ma osobisty zestaw ograniczeń, ale też indywidualny zestaw talentów. Świetnym narzędziem pomagającym odkryć nasze talenty i ograniczenia jest astrologia. Dzięki ograniczeniom możemy dotrzeć do sedna tego kim jesteśmy i co tak naprawdę możemy robić w zgodzie z własną Naturą. Do czego nas stworzyła. Nasze ograniczenia nadają kierunek naszemu życiu. Są jak koryto rzeki. Tylko trzeba mądrze z tego korzystać.
Akceptujmy je, ale też sprawdzajmy, czy da się je pokonać, czy naprawdę tego pragniemy i co chcemy tym osiągnąć. Jeden sławę, a inny po prostu radość z robienia czegoś, co myślał, że nie można.
Konkluzja? Wszystko można. Możesz nauczyć się grać na instrumencie w dorosłym wieku i choć wielkiej kariery już pewnie nie zrobisz, gra może dać ci wiele radości i satysfakcji. Możesz pojechać na wycieczkę dookoła świata. Możesz nauczyć się malować i wytworzyć swój własny styl. Można naprawdę dużo. A nawet więcej J i nigdy nie jest za późno! Trzeba tylko chcieć, mieć w sobie dużo determinacji, pracować, nie zrażać się, po prostu robić swoje. Na zasadzie „tańcz tak, jakby nikt nie patrzył” i ciesz się tym.
A ja i tak nie będę wysoką blondynką. Chyba, że pojadę do krainy Pigmejów 😉
Jeśli podoba Ci się ten post, to po prostu podziel się nim ze światem 🙂 dzięki!
Mandala jest ilustracją pokonywania własnych ograniczeń. Autorstwa Magdaleny Pfeifer.
utworzone przez Magdalena Pfeifer | lut 10, 2017 | Aktualności, Koncerty i wystawy
W sobotę 11 lutego 2017 r spotykamy się w Stacji Kultura w Lęborku. Proszę się wygodnie ubrać, warto przynieść ze sobą karimatę czy koc, a także coś pod plecy, czy głowę, żeby było jak najwygodniej. Ale nie jest to konieczne. Najważniejsze żeby przyjść. Można przyjść prosto z ulicy, bez żadnych przygotowań ,spontanicznie. Ważne, żeby przyjść! Nie trzeba być super punktualnie, będziemy czekać z poczęstunkiem, w końcu chodzi o relaks i odprężenie, zwolnienie tempa, a nie kolejną”napinkę”, choć docenimy, jeśli będziecie jak najbliżej naszej godziny spotkania. Zacznę grać około godziny 14:30.
Przyjdź i doświadcz kojącej mocy dźwięków mis tybetańskich, gongów i śpiewu intuicyjnego.
Bilety w cenie 35,00 zł. (do nabycia również na ok. 20 min. przed koncertem)
Zamówienie i rezerwacje: Monika GROBELNA, mmgrobelna@gmail.com, 790263815
Z okazji Walentynek w przypadku par cena wynosi 30 zł za osobę.
Możesz poczytać o mocy dźwięków tutaj: https://www.magdalenapfeiferarts.com/pl/misy-i-gongi/