Zosiak w alkowie – Lew

Zosiak w alkowie – Lew

LEW:

Podziw należny –

centrum Stworzenia.

Chwal, by fryzura nie oklapła. 

–  Witaj! Witaj, witaj! Jak miło Cię widzieć w moich skromnych progach! Przesadzam? Ależ skąd! No, może troszkę… Bardzo mi miło, że zdecydowałeś się przeprowadzić wywiad akurat ze mną, to mi bardzo pochlebia!

Tym razem znalazłem się w elegancko i  przepysznie urządzonym domu. Wszystko tu było na wysokim poziomie, bardzo dobrej jakości – żeby nie rzec – na pokaz i nieco teatralnie.  Jak to się mówi: na bogato. Cóż, w końcu Król musi mieszkać odpowiednio do swojego statusu. Rozglądałem się nie ukrywając podziwu, co sprawiało widoczną przyjemność gospodarzowi, który jakby nabierał dzięki temu blasku. Choć i tak nie brakuje mu wewnętrznego światła i wysokiego poczucia własnej wartości, czego zaraz dał dowód:

– Choć z drugiej strony jest to takie oczywiste, że to mnie wybrałeś! Świetnie, że się z tym do mnie zwróciłeś, bo – jeśli artykuł mi się spodoba – znam wielu ludzi w branży, którzy będą mogli Ci pomóc zrobić karierę. To bardzo ważne, by mieć odpowiednich, wysoko postawionych znajomych. Słuchaj, a może zorganizuję jedno z moich sławnych przyjęć, na których będzie każdy, kto się liczy?! Tak! Masz rację, to jest przyczyna mojego słabszego samopoczucia ostatnio, dawno nie było przyjęcia… dawno nikt się tak mną nie interesował, może dlatego nieco przygasłem… Ustawi się światła, reflektory!

Czego jak czego, ale uwagi i reflektorów skierowanych  na niego Lew potrzebuje jak kania dżdżu. A ostatnio faktycznie było o nim troszkę mniej słychać i – kiedy się przyjrzałem – zauważyłem, że troszkę zmizerniał, schudł i poszarzał. Jednak nie wychodził z roli i stawał  na wysokim poziomie konwersacji. Nie ma to jak gra pozorów!

Mój szacowny gospodarz raczył kontynuować swoją wizję:

– Rozłoży się czerwony dywan i postawi ściankę do zdjęć! Ach te błyski fleszy! Te kreacje! Fantazja! Wyobraź sobie – i w tym wszystkim ja! Gospodarz! Punkt centralny, słońce, wokół którego będzie się kręcić cała galaktyka wielbicieli! – widziałem, że już sama myśl o tym sprawiała, że jaśniało mu oblicze, a oczy błyszczały jak diamenty –  Będę krążył między gośćmi, jak zwykle otoczony wianuszkiem pięknych kobiet i rozdawał uśmiechy, zaszczycał rozmową…

Taaaak, wokół naszego Króla zawsze przewija się grono mniej lub bardziej zaufanych ludzi, właściwie dla niego najważniejsze jest to, by doceniali jego i blask. Komplementy i pochlebstwa,  a nawet blichtr – tym żyje.

– Czy z nimi sypiam? – chwilę mi zajęło zorientowanie się, że mówi o kobietach, które przyciąga jego sława krezusa oraz hojna ręka -Też pytanie, pewnie! I nie wiem, ile mam dzieci, pewnie sporo, w końcu takie dobre geny trzeba rozdawać! Wracając do przyjęcia… Może nawet napiszę i zadeklamuję jakiś wiersz?  – mój gospodarz uwielbia być na świeczniku, w centrum uwagi, to jego żywioł i świetnie się w tym odnajduje. Właściwa osoba do reprezentacji, bo i wygląd ma imponujący i wysoką kulturę – Albo… wybiorę na przykład coś z Szekspira! Ulubiony pisarz królów! I zaproszę telewizję! Wszyscy będą o tym mówić! Oczywiście, nie będę szczędzić funduszy. Co to to nie! Nikt nie będzie mówił, że jestem sknerą! W końcu znany jestem z gościnności, serdeczności i hojności!

– Wybacz mi proszę zbyt śmiałe pytanie, ale – skąd weźmiesz na to środki? – zastanawiałem się, czy to nie są po prostu przechwałki, krążą pogłoski o tym, że Lew wydaje więcej, niż ma, że żyje ponad stan. Moje pytanie wydało mi się więc uzasadnione.

– Pytasz, czy mnie na to stać? A kto by liczył pieniądze? To akurat jest najmniejszy problem! Przy tych wszystkich koneksjach… dla mnie znajdą się pieniądze. Wiesz, u mojego boku nie zginiesz. Oczywiście są tacy, którzy mówią, że co ja tam mogę, że nic nie znaczę, ale czegóż oczekiwać po maluczkich? Ale tych na szczęście jest mało i trzeba biedakom wybaczyć, bo to z zazdrości. A zazdrością się  nie zajmujemy, bo to bardzo niskie uczucie! Cała reszta mnie podziwia i grzeje się w moim blasku! – wyraźnie upajał się nim sam – Może urządzę przyjęcie, jak za czasów Nerona? Wspaniały pomysł! Złoto, wszędzie złoto! Wystąpię w złotej todze i wieńcu laurowym… Czyż nie będę wyglądał naprawdę majestatycznie? Po królewsku! Ależ będę szczęśliwy! I uszczęśliwię tym tylu ludzi! Człowiek istnieje wtedy kiedy promieniuje, kiedy go widać! Czyli kiedy jest szczęśliwy! Istota, taka jak ja w szczególności… tak, lubię być w centrum uwagi, nic na to nie poradzę. Taka moja natura. Lubię błyszczeć, pławić się w blasku słońca, reflektorów i uwagi ludzi! Kocham to! Kocham poklask, wtedy istnieję! Jestem królem życia, królem sceny! Nie jestem aktorem? Ależ jestem. Gram główną rolę w dramacie zwanym życiem. Proponuję mały toast za mój wspaniały pomysł. Oczywiście koniak – najlepszy! Dostałem go w prezencie za zasługi, jest wyborny!

Koniak – zresztą ten z tych  najdroższych – podano we wspaniałych kryształowych kieliszkach. Faktycznie wart był pochwał gospodarza, był po prostu nadzwyczajny i nie omieszkałem tego wyrazić. Jego występ również był godny podziwu.

Cały czas uwaga była skupiona na moim interlokutorze, wszystko o czym mówił było najlepsze, najwybitniejsze. Zwracał na siebie uwagę, pragnął przykucia mojej uwagi do siebie i – trzeba przyznać – umie to robić. Ma facet talent.  Poza tym po prostu podziwia się go i już, jest za co! Ma w sobie taką… wspaniałość, z którą się  nie dyskutuje, nie poddaje się w wątpliwość.

– Nie sądzisz, że ten żabot jest za duży? Niektórzy twierdzą, że jest zbyt pretensjonalny, teatralny, – ale mnie się podoba. Zwraca uwagę, prawda?

– Ależ absolutnie, tylko podkreśla twoją wyjątkowość, pasuje do ciebie. Jesteś chyba jedyną osobą  na świecie, która nosi z gracją takie ubrania i to wygląda naturalnie – powiedziałem mimowolnie, ale zgodnie z prawdą. Lew się aż  napuszył z zadowolenia!

– Masz rację, na mnie dobrze się prezentuje. Na kimś innym mógłby tak dobrze nie wyglądać… Do tego kapelusz. Kapelusz jest ważny, dodaje powagi i majestatu. A ten kaszmirowy szal… sam luksus!

Wskazał na lustro, w którym się przeglądał. Wyjątkowe – sam na nie wcześniej zwróciłem uwagę, zresztą nie sposób go nie zauważyć. Ogromna tafla ze szlifowanego kryształu  oprawiona w piękne złocone ramy. Widać w nim całą postać. Przepych aż kapie.

– Prawda, to lustro jest ogromne! – powiedział Lew – Ćwiczę przed nim… różne rzeczy. Na przykład pozy do przemówień.  Ukłony, królewskie gesty. A fotel na którym siedzę kupiłem w tej modnej galerii w Paryżu. To moja duma! Załatwię ci podobny, jeśli chcesz, choć może nie tak wspaniały. Ten jest wyjątkowy, był robiony na specjalne zamówienie dla pewnego hrabiego, zrezygnował z niego jednak i dzięki temu mogłem go kupić – czyż to nie fascynujące?! Twoim zdaniem wygląda jak tron? Siedzę więc na właściwym miejscu. Podkreśla moją nieprzeciętność. Oczywiście napiszesz w swoim artykule, jak wspaniale się na nim prezentuję, prawda?

– Jak  najbardziej! A mogę zapytać, czym szanowny pan jeździ?

– Czym jeżdżę? Ja nie jeżdżę, lecz jestem wożony – to ogromna różnica. Oczywiście limuzyną. Zwraca uwagę, ale jest bardzo elegancka. Wszystko musi być najlepszej klasy! I to chyba jasne, że skoro jestem wożony, to mam szofera! – ewidentnie Lew uwielbia się chwalić i oczekuje aprobaty za to.

Jakiś czas gawędziliśmy jeszcze, gospodarz był w dobrym humorze, twierdził, że dobrze mi patrzy z oczu i jest zachwycony tym, że go opiszę w samych superlatywach. Oczywiście wyraża nadzieję (de fakto nie wyobraża sobie, żeby mogło być inaczej), że znajdzie się na okładce. Przecież zasługuje na to jak nikt inny! Właściwie to będzie zaszczyt dla pisma, a jego wizerunek osoby przyciągającej uwagę ludzi podniesie prestiż periodyku. Był łaskawy i dobroduszny, jednak  zachowywał dystans (w końcu nie należy zbytnio się z plebsem fraternizować, nigdy tego nie powie, ale to widać). Zresztą ten dystans tworzy po prostu jego majestatyczność. Budzi także respekt i podziw.

W pewnej chwili powiedział:

– Zatem jesteśmy umówieni! Do zobaczenia na przyjęciu! Wspaniale się z Tobą rozmawiało, jesteś świetnym słuchaczem!

Drzwi za mną się zamknęły. Audiencja skończona. Postałem jeszcze przez chwilę zachwycony tym, że mogłem poprzebywać z tak świetną osobistością, w końcu nie każdego ten zaszczyt spotyka. Mam fart.

Zadowolony z  życia ruszyłem w dalszą drogę.

 

Przeczytaj odcinki, które już się ukazały- część pierwsza:  Wprowadzenie

Potem kolejno -Baran, Byk, Bliźnięta, Rak 🙂
przyjemności z czytania!

 

Zodiak w alkowie – Rak

Zodiak w alkowie – Rak

haiku:

RAK
Ze łzami wzruszenia nakarmi, utuli.
Matka.
Spróbuj się wymknąć.

 

 

RAK

– Jak miło, że mnie odwiedziłeś! Rozpłaczę się chyba ze wzruszenia! – zawołała pani Rak, kiedy zobaczyła mnie na progu. Zapomniałem ile jest w niej serdeczności. Nieco zdziwiony przyjrzałem się jej zaokrąglonemu brzuszkowi – Jak widzisz, znów jestem w ciąży! – uśmiechnęła się.

– Gratuluję serdecznie! – uścisnąłem przyszłą mamę (ma już niezłą praktykę w macierzyństwie).

– Jestem bardzo szczęśliwa, ale z powodu odmiennego stanu moje nastroje wciąż się zmieniają. Jestem całkiem jak ten księżyc w pełni. Co wolisz, kawę czy herbatę? Nie, ty nie wstawaj, siedź. – powiedziała miłym, ale jednocześnie nie znoszącym sprzeciwu tonem, bo ja już zdążyłem się rozgościć i dalej zdecydowała – Właściwie zrobię ci coś do jedzenia. To naprawdę przecież żaden kłopot, wiesz, jak lubię karmić ludzi. Ach, muszę zapamiętać, żeby dać ci parę weków, zanim wyjdziesz!

– Ależ to miło z twojej strony, jednak nie kłopocz się, nie trzeba, dziękuję….
– Nie trzeba, nie trzeba, jak to nie, właśnie, że trzeba! Proszę , nie sprzeciwiaj mi się!
– Tak, przepraszam, oczywiście chętnie wezmę, uwielbiam twoje weki, po prostu nie chciałem ci robić kłopotu. A w ogóle jak się czujesz?

– To żaden kłopot – udobruchała się, lecz za chwilę ściągnęła twarz – Wiesz, jestem nieco nerwowa, trochę się boję, wszędzie wyczuwam zagrożenie i często przez to boli mnie żołądek… To przez tę moją wrażliwość. Niektórzy mówią, że jestem nadwrażliwa, ale to nieprawda. Po prostu wyczuwam zagrożenia. Dobrze, że przyszedłeś, pewniej się czuję, kiedy ktoś jest ze mną. Bardzo jestem ostrożna, ale muszę oczywiście. Ostrożności nigdy za wiele, nie należy nic robić pochopnie. Ktoś o tak wrażliwej emocjonalności musi się chronić. Trzeba być zapobiegliwą.
– Oczywiście, to zrozumiałe.

– Przy tobie czuję się bezpiecznie, to i otworzyć się mogę… mogę się tobie zwierzyć… O, proszę, pyszne kanapeczki! – postawiła przede mną talerz z piramidą kanapek – takie jak lubisz!
Faktycznie, wyglądały apetycznie, do tego każda kanapka była z czym innym i tylko to, co lubię, jakim cudem ona to pamięta?

Odkąd wszedłem do mieszkania, asystował mnie kudłaty piesek żądający ciągłego głaskania, który teraz miał wyraźnie nadzieję, że podzielę się z nim tym, co mam na talerzu.
– Martwię się wciąż o rodzinę. Przecież wiesz, że tylko ona się dla mnie liczy.
– Rodzina to bardzo ważna rzecz w życiu człowieka – przytaknąłem – chyba właściwie najważniejsza…

– Właśnie! Widzę, że wiesz co czuję! Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś im się stało! Drżę na samą myśl o tym – ale niech no ktoś tylko zagrozi mojej rodzinie – nie odpowiadam za siebie! Oczywiście ciągle mam na nich oko! Muszę uważać na nerwy, znów mnie rozbolał żołądek. Najgorzej jest wtedy, kiedy zacznę sobie wyobrażać co mogłoby się stać… wiesz, jaką mam wyobraźnię, prawda?

Oooo, tak. Wiedziałem. Pani Rak, wrażliwa osóbka, jest mistrzynią w wymyślaniu niebezpieczeństw. Często zresztą całkiem realnych. Jednak jest chyba w stanie wyimaginować sobie najbardziej niestworzone zagrożenie – oczywiście prowadzi to do życia w wiecznym lęku, bowiem jej wizje są bardzo plastyczne. Powoduje to też co prawda pewnego rodzaju oswajanie się z tymi lękami. Łatwiej jej wtedy znaleźć skuteczną obronę. I faktycznie, jakby ktoś zagroził jej rodzinie, mógłby się nieźlezdziwić! Nie chciałbym być w skórze tej osoby! Z wrażliwej, delikatnej osóbki przemienia się w groźnego lwa! Albo inne zwierzę… Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie:

– Smakuje ci to? Chyba nie bardzo, zrobię ci coś innego… – wstałem, żeby jej pomóc sprzątnąć ze stołu, ale mi nie pozwoliła – Usiądź, nie przejmuj się. Siedź – powiedziałam! – usiadłem posłusznie.
– Jesteś trochę… apodyktyczna. – stwierdziłem pod nosem, a jednak usłyszała to z kuchni.
– Tak? – spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Jest bardzo wrażliwa, nawet przewrażliwiona, niezwykle łatwo ją urazić. Ale to kobieta o miękkim sercu i żal robić jej przykrość. Po chwili jednak jej nastrój zmienił się, tak już ma, zaraz się broni i potrafi być ostra – Nie sądzę, ja bym tego tak nie nazwała. Apodyktyczna! Ranisz moje uczucia!… To jest dbałość! Ja to wszytko robię z troski, z miłości! Poza tym, muszę być czasem zdecydowana, w końcu kto rządzi w domu? Matka. A matka musi mieć posłuch. Normalnie jestem czuła i łagodna, przecież wiesz…

– Tak, tak, wiem, oczywiście. – nie mając odwagi dyskutować, po prostu siedziałem na kanapie, czekając aż wróci z kuchni.
– O, proszę, przepyszna jajecznica z jajek od własnych kur! – wróciła i z zadowoleniem postawiła na stole talerz. Tak, zdecydowanie, Rak ma w sobie coś z kury.
– Może pooglądamy zdjęcia? – zaproponowała – Opowiem ci historie rodzinne, to takie zajmujące! Ciągle wspominam! Pamiętam opowieści babci, och, jak ona umiała opowiadać! A fotografia jest wspaniałym sposobem na zapamiętywanie ważnych chwil, ludzi i miejsc… – rozmarzyła się, lecz już po chwili z uśmiechem patrząc na zdjęcia zaczęła referować:

– To jest siostra siostry brata, a to… nie rozumiesz? Przecież to łatwe. – popatrzyła na mnie z ukosa – To ważne, żeby wiedzieć skąd się pochodzi. O, a tu są zdjęcia moich maleństw! Czyż one nie są słodkie? Wywołują u mnie takie fale czułości, nie wyobrażasz sobie! Jakby to było możliwe, to wszystkich schowałabym z powrotem do mojego brzucha, tak naprawdę tylko tam jest bezpiecznie i wreszcie czułabym się spokojna! Albo cały czas trzymała ich w ramionach! Uwielbiam ich przytulać!

Co by nie mówić, pani Rak jest bardzo czułą matką, choć trochę… nooo, ma w sobie coś z dyktatora. Jednak, jakbym miał wynająć opiekunkę do swoich dzieci, to na pewno zgłosiłbym się do niej, nie ma nikogo lepszego!
– Oj, tak, masz rację, jestem oszczędna i potrafię zrobić coś z niczego… nic się u mnie nie zmarnuje! Sądzisz, że mam zagracone mieszkanie? – najpierw skonstatowała z zadowoleniem, po chwili jednak się zafrasowała nieco zauważając zmiany na mojej twarzy, kiedy rozglądałem się po pokoju raz to podziwiając dzieła pani domu, raz wyrażając nieświadomą dezaprobatę. Pilnowałem się, co prawda, jednak ona jest niezwykle wyczulona. Jej ostatnia uwaga była pewnego rodzaju obroną przed atakiem, który nie miał nastąpić, choć tego pani Rak już nie wiedziała.
– Nigdy nie wiesz, kiedy coś się może przydać. Trzeba mieć różne zapasy – na wszelki wypadek! Poza tym nie lubię otwartej przestrzeni, wywołuje we mnie niepokój. Mieszkanie powinno być przytulne, ciepłe, pełne dywanów i poduch, z przyćmionym światłem. To, co – dokładka?

– Dziękuję ci bardzo, ale chyba zaraz pęknę! – Powiedziałem, z zadowoleniem gładząc się po brzuchu -Ale było pyszne! Szybko dodałem, bo Raczyca jeszcze gotowa była zacząć się zamartwiać, że coś było nie tak z jajecznicą.
– Oj, przesadzasz, na pewno nie pękniesz! – Zaczęła się krygować – Przyniosę ci ciasto na deser, z przepisu babci. Rodzinne tradycje trzeba podtrzymywać. Na pewno zjesz je z apetytem! – szczerze mówiąc, nie śmiałem odmówić… zresztą jej ciasta… po prostu grzech nie zjeść!

– Przepraszam, nie chciałbym być wścibski, ale jaki macie samochód?
– Dlaczego pytasz o nasze auto? Czy coś się dzieje? – z przejedzenia stałem się mniej ostrożny i okazało się, że z pozoru niewinne pytanie stało się pożywką dla jej niepokoju. Szybko ją zapewniłem, że nic się nie dzieje i pytam z ciekawości. Właściwie znajomy ma bardzo przyzwoity samochód do odsprzedania w dobrej cenie i pomyślałem o nich.

– Ach, tak… jak to miło z twojej strony! – rozczuliła się – Auto… przy takiej rodzinie, to autobus jest potrzebny! Ważne, żeby było duże i bezpieczne. Bezpieczeństwo to podstawa!
– Oczywiście, zgadzam się z tobą całkowicie. Dodam jeszcze, że bezpieczeństwo to podstawa w każdej dziedzinie życia – wyglądała na ukontentowaną moją uwagą, siedziała wygodnie z rękami założonymi na brzuchu. Zapytałem, jak jej się układa w „tych sprawach” z mężem.

– Och, bardzo się kochamy, jest między nami dużo czułości. Co chwilę dzwonię do niego, tak bardzo go potrzebuję, chciałabym być ciągle blisko. Szczególnie teraz. Ale jeśli chodzi o ”te sprawy”… – jej policzki, a nawet szyja i dekolt zaróżowiły się. Chyba wprawiłem ją w zakłopotanie, widać, że to wskutek wielkich emocji. Jak mogłem zapomnieć, że ona jest tak nieśmiała? – Przestań, o tym się nie mówi! To niedyskretne! No, cóż, jednak skoro pytasz, to seks oczywiście jest po to, żeby mieć dzieci, rodzinę, choć przyznam, że osobiście lubię po prostu przytulanie i bliskość. A jak się tak człowiek poprzytula, to emocje poniosą i jak porwie cię fala namiętności… to można się zapomnieć! – znów oblała się rumieńcem. Prześlicznie jej było z nim. Zapatrzyłem się na nią, lecz ona oczywiście się przestraszyła, że coś się stało:

– Wszystko w porządku? Czuję…. Czuję, że się na mnie gniewasz! – pokręciłem głową – Nie? To z przejedzenia masz taką minę… No, to dam ci naleweczki na dobre trawienie.
– Dobrze, dziękuje. Jaki jest twój ulubiony kolor? – podtrzymywałem rozmowę.
– Srebrny, jak blask księżyca… to takie romantyczne… Słuchaj, muszę cię o coś zapytać… Sądzisz, że jestem niezadbana? Ludzie mówią… A ja czuję się dobrze i spokojnie, kiedy zadbam o wszystkich wokoło i to mi wystarcza. Wygląd nie jest aż tak ważny, nie sądzisz? Ważne jest, że jest rodzina, którą kocham i mogę jej zapewnić bezpieczeństwo. – Siedziała taka zatroskana, a mnie było przykro. Bo w sumie ładna z niej kobieta i do twarzy jej z dbaniem o innych, choć faktycznie i o siebie mogłaby więcej zadbać. Tylko jak to jej powiedzieć? Na wszelki wypadek zdecydowałem, że bezpieczniej będzie nie ciągnąć tego tematu. Zresztą czułem, że lepiej już iść. Nie należało nadużywać gościnności ciężarnej kobiety, nawet jeśli mówi, że wszystko jest w porządku. Chyba potrzebuje schować się gdzieś i popłakać. Jak się wypłacze na pewno lepiej się poczuje. Pomimo swojego własnego melancholijnego w tej chwili nastroju pożegnała mnie czule i serdecznie i jak zwykle pamiętała o innych. Taka jest pani Rak, jej potrzebą i radością jest dbanie o innych.

– Idziesz już, szkoda… – odezwała się nieco rozczarowanym tonem – ale cieszę się, że lepiej się czujesz. Och, poczekaj, przecież miałam ci dać weki, jak mogłabym zapomnieć? Ktoś taki jak ja musi o wszystkim pamiętać. Oczywiście ucałuj i wyściskaj całą swoją rodzinę ode mnie, koniecznie!
Psia kostka, jak ona to robi, że wszystko tak pamięta?

*****

Takie dysputy prowadził  nasz bohater z Bliźniętami i z Raczycą. Wszelkie podobieństwo do osób i sytuacji jest całkowicie przypadkowe, choć być  może zamierzone 😉

Już niedługo czeka nas wizyta u Lwa – Jak myślicie, jak się przejawi  Lew?

Poniżej  zamieszczam linki do poprzednich odcinków, po kolei:

Zodiak w alkowie – astrologiczna opowieść w odcinkach – wprowadzenie

 

Baran

Byk

Bliźnięta

Niech się Wam darzy, moi mili, dziś  przesilenie letnie, niech Energia Was zasila i wzmacnia Wasz dobrostan!

Zodiak w alkowie – Bliźnięta

Zodiak w alkowie – Bliźnięta

haiku:

BLIŹNIĘTA

Lekko, jak motyl.
Z tematu na temat.
W rozmowie ciekawość.

 

 

BLIŹNIĘTA

Wróciłem do rzeczywistości przywołany zaaferowanymi głosami rozlegającymi się nad moją głową. Podniosłem powieki i zobaczyłem dwie wpatrzone we mnie jasne i inteligentne pary oczu.

– O, patrz! Obudził się! Chyba go trochę zszokowałyśmy! Może za dużo informacji naraz mu podajemy? Otworzymy okno. Lepiej otworzyć okno, trzeba wpuścić powietrze! Zaraz lepiej się poczujesz! A może napijesz się wody? Tylko gdzie jest szklanka – widziałaś gdzieś szklankę? Nie? Dlaczego okno nie jest jeszcze otwarte? No, trudno, tu stoi papierowy kubek, co prawda chyba od kawy, ale z braku laku i kit dobry, jak to mówią! – faktycznie prędkość wyrzucanych z ust tych dwóch dziewcząt ust była niewiarygodna.
– Oddychaj, oddychaj! Dobrze, że otworzyłyśmy wreszcie to okno, rześkie powietrze dobrze robi!
– To co, jak się czujesz? – nie czekając na odpowiedź moje gospodynie już pytlowały dalej, niby do mnie, ale jednocześnie jakby do siebie:

– Chyba się trochę zdenerwowałeś tym, co Ci powiedziałyśmy. Ale nie, nic się nie martw, pomyśl logicznie, przecież to tylko takie tam wiadomości! No, tak, albo aż – jak się tak zastanowić. Wiemy co się o nas mówi, ale to naprawdę nie jest tak, że mamy podwójną osobowość. Po prostu jesteśmy dwie – ot, cała filozofia! Hahaha, nie jest też tak, że oszukujemy, czy zwodzimy. Czasem sobie tylko żartujemy! I nic nie poradzimy, że jesteśmy ciekawe wszystkiego. Niektórzy nawet mówią, że ciekawskie, ale w końcu wokoło jest tyle interesujących rzeczy, spraw, tyle ploteczek! (świetnie, że możemy je między sobą wymieniać, nie?) że trudno nadążyć! I co poradzić, że miewamy różne zamysły i chcemy czasem czegoś innego? To ma z nas robić zaraz jakieś oszustki i kłamczuchy? Też coś! Mamy tyle pomysłów… Faktycznie czasem nie wiemy na czym się skupić. Każdy by zgłupiał! Nawet nie wiesz jak czasem trudno jest zapanować nad ilością myśli! I to chyba oczywiste, że każda z nas interesuje się czymś innym! Przecież to normalne, że inteligentny człowiek chce coś niecoś wiedzieć, dowiedzieć się, coś zasłyszeć, podzielić się tym z kimś na ucho. To logiczne. Prawda? Czy ciekawość to grzech?

Już wiedziałem gdzie i u kogo jestem. U Bliźniąt! To, co o nich wiedziałem potwierdzało się, właśnie byłem tego świadkiem – wielość myśli i słów wystrzeliwanych z prędkością karabinu maszynowego. Niezmordowane w gadaniu, strzelały seriami słów jak pepesza. Ich myśli są jak wiatr, gadają jak najęte, są w tym naprawdę dobre. Ledwie mogłem nadążyć za nimi, pomimo, że faktycznie rześkie powietrze wpuszczone przez okno otrzeźwiło mnie. Właściwie nigdy dotąd nie doceniałem tak bardzo świeżego powietrza, a tu z łatwością zauważyłem jego działanie, jakby ich obecność sprawiała, że to sobie uprzytomniłem. Jakimś cudem udało mi się wbić w ich monolog, czy może dialog prowadzony między sobą, w sumie nie wiedziałem co to.

– Skoro o tym wspominacie, dziewczęta, to podobno chodzą słuchy, że niezłe z was plotkary! – zaryzykowałem.
– Że co? Że my plotkujemy? – zapytały – A to dowcip! O, nie! My nie plotkujemy, tylko wymieniamy informacje! Pewnie myślałeś, że nas zdenerwujesz, co? – faktycznie tak sądziłem i ze skruszoną miną pokiwałem głową. A one ciągnęły – Nie, my jesteśmy zbyt logiczne. Podchodzimy do różnych wiadomości na chłodno. Nie emocjonujemy się nimi, to nie w naszym stylu. Myśl i logika są naszą specjalnością, a nie uczucia.
I dalej tak mówiły:

– A czy ty zdajesz sobie sprawę jak cenne są informacje? Jak ważne? Państwa na świecie zabijają za tę właściwą, nie mówiąc o tym ile potrafią zapłacić! Cały biznes opiera się na informacji! Polityka! I
zwykły człowiek też…. No i właśnie od tego kto i jak je przekaże zależy również ich wartość. Całe dziennikarstwo się na tym opiera! Choć może jest troszkę racji w tym, że czasem troszeczkę coś poprzeinaczamy… dodamy coś od siebie… Ale to nie jest plotkowanie! Zresztą kto by to wszystko spamiętał… nic dziwnego, ze po czasie cos się zmieni… Widzisz, informacje należy przekazywać na bieżąco po prostu! – zastanowiło mnie to, co powiedziały i chciałem już o coś zapytać, kiedy one powiedziały – Zanim zapytasz: handlujemy informacją. Nawet wymiana ich to przecież handel!

Chciałem mieć poczucie, że jednak uczestniczę w tym dyskursie, a nie jestem tylko mimowolnym słuchaczem i postanowiłem nieco zmienić temat, dowiedzieć się czegoś o tych uroczych stworzeniach. Korzystając więc z krótkiej przerwy na oddech prędko zadałem pytania:
– Oj, przepraszam, dziewczęta, słyszałem też, że jesteście niezwykle spostrzegawcze? A co was najbardziej zajmuje?

– Niezwykle, łaściwie nic nam nie umknie! Ale nie do wszystkiego przywiązujemy wagę, właściwie nie zajmujemy się trudnymi sprawami. Ciężkie sprawy nie są dla nas. Raczej zwracamy się tam, gdzie coś się dzieje i trzeba szybko poinformować o tym, a potem zmieniamy temat i lecimy dalej.
– A lubicie czytać?

– Owszem, dużo czytamy. Jednak wolimy krótkie i lekkie w formie utwory, najlepiej opowiadania, albo żartobliwe wierszyki. Preferujemy tak zwane lekkie pióro. Jak coś jest długie lub trudne w odbiorze, to… wstyd się przyznać, nie dokańczamy tego… nuuuuda! Chętnie czytujemy też prasę codzienną, informacje, to ważne, żeby być na bieżąco! Same czasem też coś pisujemy, krótkie felietony. I odpowiadamy na listy czytelników.
– Listy? Ktoś jeszcze pisuje listy?

– Pewnie, a coś ty myślał! Choć teraz co prawda raczej e-maile, ale to przecież rodzaj listów. Lubimy je też wysyłać i dostarczać. Jak już mówiłyśmy, jesteśmy dwie i dzięki temu w każdej chwili mamy z kim porozmawiać, wymieniać spostrzeżenia, a, jak już mówiłyśmy, zauważamy więcej niż przeciętna osoba. Co dwie głowy, to nie jedna! No i przecież my lubimy rozmawiać. To się przydaje w pracy dziennikarza. Co masz taką zdziwioną minę, tak, jesteśmy dziennikarkami! Ach, zdarza się, że czasem czegoś nie pamiętamy… trudno, cóż, takie jesteśmy, trzpiotki! Młodość ma przecież swoje prawa, czyż nie? W końcu wielu rzeczy dopiero się uczymy. Ciągle się czegoś nowego uczymy, jesteśmy ogromnie ciekawe! Można sobie zapisywać sprawy do zapamiętania, choćby na serwetce, radzimy sobie z tym. Owszem, różnimy się trochę, każda lubi coś innego. Tak, zawsze jesteśmy razem – nie, nie skarżymy się, przecież my uwielbiamy towarzystwo! Kim byśmy były bez miłej kompanii? Komu każda z nas przekazywałaby to, czego się dowie? Jednak masz rację, raczej nie nawiązujemy trwałych relacji… ale za to mamy naprawdę wielu znajomych! Właściwie, kogo spotkamy, to brat łata! – obie roześmiały się perliście.
Te dziewczyny zadziwiają tym gadaniem. Chciałem je zapytać o…
– Miłość? Zwariowałeś chyba! Seks tak, ale wiesz, łatwo się nudzimy, dlatego zmieniamy obiekty naszego zainteresowania. A może masz chęć na mały trójkącik? Ale ciiii, nie mów nikomu! Oj, właściwie same jutro opowiemy koleżankom, jak było! Coś taki zdziwiony? Przecież żartowałyśmy! Pogadać sobie nie można? Tak naprawdę, to i tak z seksu byłyby nici, bo my po prostu jesteśmy zbyt zajęte myślami i rozmową… nie mamy czasu, wszędzie nas pełno, jesteśmy takie zajęte! Mogłybyśmy przegadać cały czas!

– Słuchajcie, chętnie pożyczyłbym od was samochód, jest taka możliwość?
– Nie, nie ma, bo nie mamy samochodu! Po co nam, nigdzie daleko nie jeździmy przecież. Jak już musimy gdzieś jechać, to na rowerze. Poza tym lubimy spacerować, ale niezbyt daleko. Po co się męczyć i daleko chodzić, skoro koło domu mamy wszystko, co potrzeba, sklepy, pocztę i tak dalej? Nie robimy zwykle dużych zakupów, tylko drobne sprawunki, więc nie musimy ich wozić. I ważne, żeby było tanio! Słuchaj, nie wyobrażasz sobie ile człowiek się dowiaduje w osiedlowym sklepiku!

– Dziewczęta, pamiętacie – mówiłyście mi przez telefon o pewnej książce…
– Ach, racja, na śmierć zapomniałyśmy! Miałeś ją przekazać komuś. Gdzie ona jest? Była gdzieś tu, na tej kupce z papierami! – obydwie w jakiś zupełnie niezorganizowany, chaotyczny sposób zaczęły przeglądać szpargały, całkiem na chybił trafił. Jak one się w tym wszystkim odnajdowały? Najwyraźniej jednak całkiem nieźle, to chyba ich żywioł.
– A może ta książka wśród tych zapisków? Tak, masz rację, mnóstwo tu papierzysk, czasopism. Całe biurko jest nimi zawalone i wszędzie leżą. Myślisz, że nie widzimy twojej dezaprobaty? Kpij sobie, i tak guzik nas to obchodzi. Oto i jest nasza zguba! – wręczyły mi niewielki tomik.
– Nie, moje drogie, tylko się zastanawiam, jak wy to ogarniacie… – próbowałem się bronić, bo rzeczywiście minę miałem nietęgą, a moje miłe gospodynie nie zasłużyły na dezaprobatę, po prostu takie są, takimi je trzeba akceptować i już!

– Jak? Cóż… zwyczajnie to ogarniamy! Dla nas to jest przecież naturalne środowisko. Może się zdziwisz, ale nie jesteśmy materialistkami, dlatego jest u nas tak skromnie. Nie potrzebujemy wielu wygód, a jak coś kupujemy, to musi być tanie. Im tańsze, tym lepsze! Dla nas najważniejsze są kontakty i komunikacja, a nie posiadanie, nawet informacji, bo te po prostu puszczamy dalej w świat, jak wszystko! Chyba, że chodzi o książki i czasopisma. Oj, znów się rozgadałyśmy! Znów mówiłyśmy jedna przez drugą? Niewiele rozumiesz z tego co mówimy? Zagadałyśmy cię?
– Jak przekupy na targu – roześmiałem się.
– Też coś! Ale tam! Kto by się przejmował i obrażał o takie głupstwa, to nie nasz styl! Wiesz, musimy lecieć, nie,

żebyśmy się już znudziły tą pogawędką, choć w sumie już długo gadamy, ale jeszcze dziś trzeba zanieść artykuł do redakcji! Papa!

I już myślałem, że tyle je widziałem, kiedy jedna z nich cofnęła się i rzuciła szybko:

– Acha, zdawało mi się, czy pytałeś jaki jest nasz ulubiony kolor? Niebieski, ale jasny!

Teraz naprawdę wyfrunęły, jak dwa rozszczebiotane wróbelki. Trochę rozbolała mnie od ich paplaniny głowa, ale bardzo je lubię, pomimo ich nieprzewidywalności. Pomyślałem, że po tej zwariowanej wizycie pójdę dalej. Zastanowiłem się kogo by tu odwiedzić i wybór padł na panią Rak.

******

Kolejne odcinki już wkrótce – o Raku dziś, bo  się Byk zasiedział i dziś Bliźnięta szybko jak tchnienie wiatru załapują się  niemal na ostatnie minuty  panowania swojego  znaku, natomiast Rak wkracza w pełnej krasie!
Co to oznacza? Przesilenie letnie!
Kochani -Niech się  Wam darzy dobrobyt i dobrostan!

 

Poprzednie odcinki znajdziecie tutaj:

Wprowadzenie

Baran

Byk

Miłego czytania!

Zodiak w alkowie – Byk

Zodiak w alkowie – Byk

BYK

Wartość sztuki w wygodzie podziwia.

Karmi zmysły.

Po co się spieszyć?

(haiku)

Minąłem przedmieścia, jakiś czas wędrowałem wśród zieleni łąk i lasów. Rozkoszowałem się widokami, podmuchami wiatru, słońcem grzejącym moją skórę. Wdychałem zapach traw. Wreszcie dotarłem do pięknego domu. Zmęczony wędrówką o tworzyłem furtkę – dom był ogrodzony. Z gustownie utrzymanego ogrodu wyszła mi  naprzeciw piękna kobieta.

– Nareszcie jesteś! Słyszałam, że przyjdziesz. Czekałam! – uśmiechnęła się uśmiechem osoby zadowolonej z życia – To dobrze, ja tak  nie lubię być sama. Lubię mieć partnera, wiesz? – Byłem zauroczony jej figurą, niezwykle kobiecą. Zauważyła to i bez skrępowania rzekła:

– Widzę, że przyglądasz mi się… Tak, lubię obfitość we wszystkim – zmysłowo przeciągnęła dłońmi po swojej kibici od piersi, wzdłuż talii aż do bioder, aż zrobiło mi się ciepło na ten widok – Owszem, kształty mam obfite, ale przecież biodra i piersi muszą być zaokrąglone, miękkie w dotyku, jędrne… – mówiła, a ja słuchałem jej czarującego, śpiewnego głosu – może i są wynikiem dobrego jadła, ale przecież trzeba dobrze zjeść i wypić czasem coś konkretnego. O, właśnie! Może masz na coś ochotę? Jesteś zdrożony, musisz nabrać sił. Najedzony człowiek jest spokojny i zadowolony, a kieliszek wina tylko poprawia trawienie, kiedy się zje za dużo lub pobudza apetyt… rozpala też zmysły i ochotę na seks… wolisz czerwone czy białe? – na stoliku stały już przygotowane karafki i dwa kieliszki.

– Dziękuję, może być… – już trzymałem kieliszek w ręku.

– To wino jest wprost wyborne. Och, ja tak lubię tak się delektować, powoli kontemplować smak… wszystkiego. Czujesz ten bukiet? – kontynuowała moja gospodyni. Spacerowaliśmy nieśpiesznie po ogrodzie. – Wszystko lubię robić powoli, pośpiech wprowadza zamieszanie, łatwo o pomyłki, a to jest niepotrzebne. Jest niewskazany! Wiesz, podoba mi się ten rudzielec, zwą go Baran, gorący jest i jest na co popatrzeć, ale on się zawsze śpieszy, ze wszystkim, w seksie też – tylko trzy ruchy i po wszystkim, a ja lubię długo, powoli i namiętnie… I w spokoju. Całkowitym. Ty też mi się podobasz… jesteś miły dla oka. – bez żenady pani Byk robiła mi awanse i widać, że czerpała z tego przyjemność. Zresztą od pierwszej chwili miałem wrażenie, jakbym był jej własnością. Nie było to niemiłe, ale zastanawiałem się, co by było gdybym chciał się stąd zerwać. Na razie jednak byłem zbyt zmęczony, było tak przyjemnie, a gospodyni zajmowała się mną i moją wygodą. Odpowiadało mi to.

Pani Byk przystanęła i wciągnęła w nozdrza powietrze.

– Czujesz? To pachnie skoszona trawa. Ależ ja uwielbiam ten zapach! Mogłabym leżeć całymi dniami na miękkiej ziemi i podziwiać. Co? – zerknęła na mnie –  Przyrodę. Te wszystkie łąki wokół mnie. Spójrz, jakie one są zielone, takie soczyste, żyzne… szmaragdowa zieleń łąki, to najpiękniejszy kolor, jaki stworzyła Natura, nie sądzisz? – bez słowa pokiwałem głową zasłuchany w jej śpiewną mowę i faktycznie zauroczony okolicą – Choć inne też są piękne,  zdecydowanie zieleń jest najwspanialsza.

Nie zauważyłem  nawet, jak przeszliśmy do sadu. Moja towarzyszka z dumą prezentowała mi okolicę.

– Taaa, to moja ziemia. Dotknij ją, prawda, że tłusta? Nic dziwnego, że rodzi tak wspaniałe owoce, jak na tych drzewach, co widzisz. Wszystko to otoczone tym solidnym ogrodzeniem, jest moje. Dużo tego, prawda? To bardzo ważne, żeby posiadłość była ogrodzona, żeby inni wiedzieli, co do ciebie należy. Cóż, lubię podziwiać to, co mam, w końcu żyję po to, by mieć i cieszyć się tym, więc czegóż się wstydzić? A widziałeś te krowy? Dorodne, nieprawdaż?

– W życiu nie widziałem tak  dobrze odkarmionego stada, widać, że jest bardzo zadbane. To wspaniała wizytówka dla właściciela! – gospodyni aż się zarumieniła z radości:

– Twoje pochwały dla tego, co do mnie należy, to balsam dla moich uszu… może troszkę zazdrościsz? Przyznaj się… chodź,  pójdziemy do domu. Widzę, że przyglądasz się, jak kołyszę biodrami, kiedy idę, ładny widok, co? – fakt, nie mogłem oderwać oczu od jej zmysłowych bioder, kiedy tak szła przede mną – Chude kobiety nie wyglądają tak ponętnie, czyż nie? A oto mój dom! Wygląda przytulnie i komfortowo, prawda?  Och, drzwi oczywiście dębowe, ręczna robota, zobacz, jakie mają solidne okucia. Wszystko musi być solidne! Ale to jeszcze nic! Zobaczysz, co jest w środku! Mam bardzo dobry gust i pieniądze, więc stać mnie na naprawdę świetne  rzeczy.

Weszliśmy do rzeczywiście niezwykle dyskretnie i gustownie urządzonego mieszkania. Wokoło było znać dobrą rękę gospodyni. Widać też, że zna się na sztuce.

– Tak, ta rzeźba jest dziełem tego znanego artysty pana X. Jest jednym z moich najbliższych przyjaciół. Wydaję dziś wieczorem proszoną kolację, oczywiście zostaniesz – będzie tylko kilku gości, stali bywalcy, ten artysta też… zapewniam cię, że moje kolacje przeciągają się długo w noc… zostaniesz potem. – nie śmiałem nawet oponować, zresztą któżby się oparł takiej propozycji? –  U mnie zjesz lepiej, niż w najlepszej restauracji. Lubię biesiadować – cieszyć się dobrym jedzeniem i towarzystwem, spokojnie, kulturalnie, w komfortowym otoczeniu. Mam z tego dużo przyjemności. Jemy głównie to rośnie w ogrodzie, mięsa i też są dobrej jakości. Wędliny naszej produkcji, smakują wybornie! Stół porządny bardzo… zobacz, jak dobrze się przy nim siedzi. Duży? Musi być miejsce na wszystko, żeby nie trzeba było wstawać w trakcie posiłków. Nie sądzisz, że krzesła są wygodne? Widzę, że zainteresowały cię obrazy… przyjrzyj się, to naprawdę świetne płótna! To moje inwestycje! Wiem, że może mają zbyt ciężkie ramy, ale ja takie lubię, tak, to jest właśnie to! – gospodyni gładziła swoje cacka miękkimi dłońmi. Widać było, że sprawia jej to niezwykle dużo przyjemności. Powiedziałem to na głos, a ona odpowiedziała:

– Oczywiście! Lubię siedzieć w wygodnym fotelu, sączyć dobrego drinka, cieszyć oczy tymi wszystkimi dziełami, a uszy dźwiękami muzyki operowej płynącej z… o, właśnie, z tych głośników! Mają bajeczny dźwięk, wysokiej jakości – wlewa się miękko w uszy i rozpływa po duszy. Wiesz, to bardzo ważne, czym się otaczasz, jakie jest twoje otoczenie i jakie docierają do ciebie dźwięki. Sztuka i muzyka łagodzi przecież obyczaje, jak to mówią.  Ma sprawiać rozkosz! A operę wprost uwielbiam! Operę, teatr!

Wiedziałem o tym, zresztą moja gospodyni słynie z pięknego głosu i ogromnego talentu wokalnego, jest znaną śpiewaczką operową.

– A czym moja szanowna gospodyni podróżuje? – zapytałem uprzejmie.

– Pytasz czy mam auto. Oczywiście, że je posiadam. Przecież nie będę  nigdzie chodzić na piechotę. szczerze mówiąc jestem  na to… za leniwa. Musi być bardzo solidne. Oczywiście nie jest zbyt szybkie, w końcu ja się nie spieszę. To takie przyjemne jechać spokojnie i podziwiać widoki! Zrobimy potem przejażdżkę po okolicy, zobaczysz, jakie to auto jest wygodne, a te skórzane siedzenia! Bajka! Nie będziesz chciał z nich wstać! Sprzęt muzyczny w aucie też jest świetny.

Gospodyni pokazywała mi różne części domu, aż przeszliśmy do kobiecej alkowy. Na środku prezentowało się ogromne łóżko, wyściełane miękkimi poduszkami.

– Oto sypialnia – pani Byk spojrzała na mnie długim, wilgotnym  spojrzeniem spod ciężkiej firanki rzęs. Intencja była oczywista. – Naturalnie służy nie tylko do spania… Usiądź, wypróbuj to łóżko. Przekonaj się, jakie jest wygodne – nieprawdaż? Och, masz takie miękkie dłonie, cudowne… czy… nie jesteś aby  masażystą? Uwielbiam masaże… – przysunęła się bliżej, wzięła moje ręce w swoje i położyła  na swoich cudownie okrągłych, jędrnych i ponętnych pośladkach. Przybliżyła swoją twarz ku mojej, delikatnie pocierając mój policzek swoim –  pięknie też pachniesz… i jesteś tak cudownie gładko ogolony… upajam się twoim dotykiem, bliskością…  Mmmmm, twoje towarzystwo to rozkosz dla moich zmysłów… bardzo potrzebuję partnera, najlepiej na zawsze… tylko pamiętaj, nie spiesz się za bardzo… do kolacji mamy dużo czasu… teraz jesteś mój… mój…

c.d.n. za miesiąc 😉

Tak oto kończy się wizyta  naszego bohatera u zmysłowej Pani Byk 😉

Aby przeczytać początek „Zodiaku w alkowie” kliknij tutaj . Natomiast o Baranie przeczytasz tutaj.

Jeśli interesuje Cię zakup ilustracji (reprodukcji – wszystkie ilustracje są mojego autorstwa) – skontaktuj się ze mną poprzez formularz w zakładce KONTAKT.

Moze też sprawdzisz ile w Tobie jest z Byka? Zachęcam do odwiedzenia mojego SKLEPU

Nasycisz oczy kolorami, teksturą, może spodobaja Ci się moje AKTY albo malowane przeze mnie JEDWABie, lub malowane unikatowe MEBELKI, na tomiast LAMPIONY wniosą dużo uroku za dnia i wieczorową zmysłową porą… słuchając RELAKSACYJNEJ PŁYTY

Życzę przyjemności <3

Zodiak w alkowie – Baran

Zodiak w alkowie – Baran

Z dzikim wrzaskiem.Akcja za akcją.

Uwaga na głowę.

(Haiku)

BARAN

– Hej! Ty! Masz ogień?

Nie zareagowałam.

 

– Ty, facet! No mówię do ciebie! Tak, do ciebie właśnie! No co się gapisz jak to cielę na malowane wrota? Masz ogień czy nie? – ktoś dał mi solidnego kuksańca i wrzeszczał nade mną w ordynarny sposób.

Poczułam ogromną dezorientację. Dlaczego ten człowiek mnie szturcha? Dlaczego wrzeszczy na mnie  i do tego zwraca się do mnie per „Facet”?! Rozejrzałam się, żeby się zorientować w sytuacji  i ewentualnie przyjąć jakąś strategię. Jakimś cudem znalazłam się  na ulicy. Zobaczyłam  kto mnie zaczepiał – był to bardzo młody rudowłosy mężczyzna, dość potężnie zbudowany. Widać w nim było hardość i siłę – taki typ, z którym lepiej  nie zaczynać. Tylko czy na pewno on wołał do mnie? Przecież jestem kobietą! Co jest grane?! Ale poza nami nikogo na ulicy nie było. Jedynie obok zaparkowane było czerwone, sportowe auto. Miało otwarte drzwi od strony kierowcy, więc pewnie jego właściciel ze mną właśnie rozmawiał. Staliśmy koło sklepu monopolowego i mój wzrok padł  na szybę wystawową – to co zobaczyłam wprawiło mnie w prawdziwe zdumienie! Otóż obok mojego towarzysza stałam nie ja tylko jakiś  mężczyzna! Całkiem przystojny zresztą. Dotknęłam swojej twarzy, a on zrobił to samo! „O, matko! Jestem… facetem! Jak to możliwe?!”. Trochę spanikowałam, a mój przerażony wzrok przeskakiwał z „mojego” odbicia w szybie na tego typka. Ten zaczął się już niecierpliwić. Znów szarpnął mnie za ramię.

– No to jak? Ile można czekać? Masz czy nie?  No i gadaj tu z takim frajerem! Stary, trzeba mieć ogień w sobie, ogień, to życie, hahaha! Ty, zobacz, jakie mam mięśnie! No, zobacz, nie wstydź się, dotknij! Pomacaj! -Gość był bardzo bezpośredni i aż buzował pierwotną siłą i agresją, której – jak się spodziewałam – wystarczyła iskra, by wybuchnąć.  Żeby zyskać  na czasie i przede wszystkim, żeby nie chciał mi przyłożyć fangi w nos dotknęłam tych jego mięśni, które napięte drgały jak u dzikiego zwierzęcia przygotowanego do ataku. Miał mocne barki, faktycznie godne prezentacji. Robiły wrażenie, były silne, nie „napompowane” – prawdziwe mięśnie, siła zaklęta w żywym mięsie z tętniącą w nim wartko krwią. Ich właściciel obnosił się z nimi i ze swoją klatką piersiową podkreślając je obcisłą koszulką t-shirt z tak podwiniętymi rękawami, żeby dokładnie było widać całe ramiona. Jak wojownik lub gladiator prezentujący swoją siłę. Spodnie też zresztą miał takie, że podkreślały jego… męskość – Co tak lekko, porządnie ściśnij!  – ponaglił mnie. Nagle znalazłam się bardzo blisko niego i poczułam ostry piżmowy zapach potu tego człowieka. Trochę mnie zemdliło, ale opanowałam się.

Wyciągnęłam zapalniczkę z kieszeni  (skąd ona się tam wzięła?  Przecież nie palę!) i podałam mięśniakowi. Ten zapalił papierosa, zaciągnął się i dmuchnął mi dymem prosto w twarz. Świetnie. Grunt to kultura i dobre wychowanie, ale czego się po takim spodziewać? Nieco się skrzywiłam, lecz szybko się zreflektowałam. Trzeba pamiętać, żeby zachować spokój, tylko to może mnie uratować przed awanturą. Z takim niezbyt okrzesanym i wyglądającym  na porywczego facetem nie ma co zaczynać. W dodatku zapalniczka powędrowała do jego kieszeni. Zauważył mój wzrok, uśmiechnął się szeroko i – nie  powiem – bardzo szczerze, przyjrzał uważnie, po czym powiedział wesoło, poklepując przyjacielsko po plecach:

– No, co? Co twoje to i moje, nie? Jak mi się coś podoba, to biorę. – przypomina to zachowanie małego dziecka, które zajęte jest tylko zaspokajaniem własnych potrzeb i to natychmiast. Z tą różnicą, że on dzieckiem nie jest, przynajmniej nie z wyglądu.

– Tak, oczywiście, ja w ogóle miałem zamiar ją panu dać – powiedziałam pojednawczo.

– Ty, a może się poszturchamy trochę?

– Bardzo pana przepraszam, ale chyba nie rozumiem – znów próbowałam zyskać  na czasie nieco jednak przerażona wizją bicia się nawet dla zabawy z tym osiłkiem – Widzi pan, trochę się… zamyśliłem… idąc do… – jąkałam się, bo właściwie nie wiedziałam dokąd idę, ani nawet gdzie jestem – i chyba się trochę zgubiłem, a nie jestem stąd.

Ten gość ewidentnie mnie nie słuchał, widać było, że przecież ma nowy pomysł, zapalił się do czegoś i chce to natychmiast realizować. W sumie był  nawet dość przyjazny.

– No, poboksujemy!

– Aaaa! Ale właściwie po co?

– Jak to po co? Zwyczajnie dla boksowania! Nie można czegoś robić „po prostu”, tylko trzeba wszystko komplikować? Nie chcesz? Boisz się rozciętej wargi? Cienias! Krew jest dobra, jak płynie wartko, to znaczy, że jesteś zdrowy i silny, jak ja! O! To się pościgajmy, zobaczymy kto jest szybszy! Do następnego rogu!

Niewiele myśląc wystartował, a ja zaskoczony nie zdążyłem (kiedy zacząłem myśleć o sobie jak o mężczyźnie?).

– Eeej, gdzie ty jesteś, ja już dobiegłem, a ty jeszcze stoisz? E, tam! Nudny jesteś. Ja lubię, jak coś się dzieje, wiesz? Życie trzeba odważnie brać za rogi! Rywalizować i walczyć o swoje odważnie! Zapamiętaj to sobie. I że wszędzie lubię być pierwszy. Musowo. JA JESTEM PIERWSZY. Tylko ja! Liczę się tylko ja!

Pokiwałem głową, ale on chyba myślał, że kpię:

– Ty, uważaj, bo ci przyłożę, jak śmiesz w to wątpić?

– Ależ nie! Wcale! Absolutnie się zgadzam! – na wszelki wypadek przyjąłem tę strategię, obawiałem się bowiem, że sprzeciw zaowocuje zmieceniem mnie z powierzchni ziemi. Ten typ reagował  jak iskra na wiatr – wystarczył niewielki podmuch i pożar gotowy.

– No, dobra – wydawał się udobruchany. Chyba nie obraża się za bardzo, w każdym razie wygląda na to, że nawet jak się rozzłości, to szybko mu przechodzi i zapomina o zniewadze – Wiesz co, stary, chodź na kielicha! Na wódkę, w niej jest moc!

Skierowaliśmy się w stronę baru.

– O, w mordę! Ale laska! Normalnie na sam jej widok… gorąca babka, takie lubię! Muszę ją zdobyć!

– Zaprosisz ją na randkę? – skoro on mówi do mnie tak bezpośrednio, też postanowiłem się ośmielić, okazało się, że spotkało się to z aprobatą. Widać, że stałem się nie wiadomo kiedy najlepszym kumplem, choć wydawało mi się, że jednak przygodnym, takim na chwilę. Dobrym  na dzisiejszą akcję. Uradowany tak klepnął mnie po plecach, że aż się zatoczyłem.

– Jaka randka, co ty! To będzie tylko szybki seks i do widzenia! W końcu młodzież musi się wyszumieć, nie? Wiesz przecież, że biorę to, co mi się podoba bez pytania. Już ci mówiłem! Nawet, jak nie będzie chciała, nie obchodzi mnie, tak, trzeba zrobić, żeby chciała. Byle prędko, bo się  na nią nakręciłem! Długie zaloty nie są dla mnie, nudzą mnie. Tylko ja się liczę! Ja i moje potrzeby! A to znaczy, że jak coś chcę, to musze to mieć już! Teraz! Lubię seks, taki gorący… i lubię go szybko zaspokajać. Lubię też zdobywać wciąż nowe terytoria i wszystko to, co nowe, świeże – więc gdzie tu randki? Związki?! Jeszcze mi się taka opatrzy, nie znoszę nudy i rutyny!

Ta cała sytuacja jest bardzo zagadkowa, a ten człowiek zaczął mnie intrygować. Nieokrzesany, ale w sumie przyjazny, a na pewno bardzo wyrazisty. Nabrałem odwagi (poczułem jakby jego wielka energia wstąpiła we mnie – on  na pewno nie znał strachu) i owładnięty  nagłą i nieopanowaną ciekawością zadałem śmiałe pytania:

– Czyli nie masz dziewczyny  na stałe? To – skoro tak lubisz seks – jak sobie radzisz z brakiem dziewczyny?

– Słuchaj stary! Jak nie ma laski, a mi się chce, to sam siebie mogę zaspokoić, co za problem? Z laską z obrazka – mrugnął do mnie porozumiewawczo ze sprośnym uśmiechem. Jaki on szczery i bezceremonialny – Najważniejsze jest, żeby rozładować energię. Z dziewczyną lub bez. To proste, jestem taki, że u mnie musi być jakaś akcja, rozumiesz?  Szybka do tego. Ciągle musi się coś dziać, stary! W tym jestem jak dziecko, jak coś chcę, to muszę to dostać już! A czy ja rozładuję energię bijąc się, czy w seksie (również autozaspokajaniu), co za różnica? Byle już, teraz, natychmiast! I nie ma się czego wstydzić, ludzka rzecz przecież! Wiesz,  inaczej ciśnienie mi rośnie i staję się  bardzo agresywny! Poza tym, po co ja mam trzymać coś w sobie? Nie jestem taki głupi! Chwilą trzeba żyć! Łapać to, co przychodzi bez namysłu, a nie zastanawiać się nad jakąś przyszłością, przeszłością, a kogo to obchodzi?!

Jego prostolinijność zjednywała mnie. To, co mówił miało sens. Zastanowiłem się chwilę nad tym, tymczasem on kontynuował, widać, że się zapalił:

– Wiesz, poza tym liczy się świeżość, wszystko to, co pierwsze – pierwsza miłość, pierwsze spojrzenie… pierwszy seks… Ty mnie nie wpieniaj lepiej! – zreflektował się  nagle – Przez ciebie ta cizia mi nawieje! Koniec gadania, szkoda czasu, trzeba działać nie gadać! Moim żywiołem jest walka, aktywność, działanie! Człowiek czynu nie zastanawia się, nie gada, tylko robi i szybko reaguje! – zatarł ręce, wypiął pierś i skierował się w kierunku nic nie podejrzewającej dziewczyny – Trzeba wyrwać tę babkę, oj, jak ja lubię zdobywać! Ma kieckę w moim ulubionym kolorze, czerwonym, takim wiesz, krwistym! Taki jak moje zwinne sportowe auto. Widziałeś je? – odwrócił się jeszcze na chwilę w moja stronę – Podniecają mnie takie akcje, od razu krew lepiej krąży, czuję, że żyję! Ej, ty, mała! Choć, coś ci pokażę! To nara, stary!

I już go nie było. A ja popatrzyłem za nim chwilę dumając nad tym co mi powiedział. W sumie to była bardzo ciekawa rozmowa. Krótka, szybka, pełna energii. Skoczyła mi adrenalina, a serce mi waliło jak młotem. Facet zniknął, pognał zdobywać.

A ja wyszedłem z knajpy i poszedłem przed siebie. Może tam, dokąd trafię zaznam dla odmiany nieco spokoju?

cdn.

Jeśli jesteś miłośnikiem astrologii i pragniesz mieć swój astrologiczny portret w postaci AstroMandali – skontaktuj się ze mną. O tym, czym jest AstroMandala i jak  ją zamówić dowiesz się tutaj. 

Chętnie namaluje też  dla Ciebie Anioła Duszy, Mandalę Duszy (lub z dowolną intencją), Twoje zwierzę  Mocy lub Twój Znak Zodiaku. Podejmę sie również wykonania ilustracji do Twojej publikacji lub strony internetowej/bloga. Zapraszam też do  swojego  sklepu – galerii internetowej. Jeśli szukasz nietuzinkowych  prezentów, lub dekoracji – to  miejsce dla Ciebie!

 

Zodiak w alkowie – astrologiczna opowieść w odcinkach – wprowadzenie

Zodiak w alkowie – astrologiczna opowieść w odcinkach – wprowadzenie

Mam nadzieję, że będzie to miła niespodzianka, szczególnie dla miłośników astrologii – gdyż z okazji Równonocy Wiosennej (czyli wejścia Słońca do znaku Barana inicjującego nowy cykl zodiakalny – jutro wieczorem) oraz pełni Księżyca w Wadze (której kulminacja jest w nocy z 20 na 21 marca) zapoczątkowuję cykl beletrystycznej opowieści w odcinkach ”Zodiak w alkowie”.Miała ukazać się w druku, ale coś się omsknęło, więc zdecydowałam pokazać ją tutaj.
Składają się na nią 24 gustowne akwarelowe akty przedstawiające personifikacje znaków zodiaku obu płci oraz 12 esejów – po jednym o każdym ze znaków. Czytelnik staje się gościem archetypowych znaków, słuchaczem i obserwatorem – postaci opowiadają o sobie, każda swoim językiem i słownictwem, kładąc nacisk na najważniejsze dla siebie, jako dla archetypu kwestie, między innymi intymne i przedstawiając swój archetypowy charakter. Eseje są lekkie w odbiorze, momentami zabawne. Są wplecione w historię…. Nic więcej nie zdradzę.

Odcinki będą pojawiały się na blogu raz w miesiącu – w dniach wejścia Słońca do danego znaku, czyli przejścia jednego znaku w kolejny – przez cały cykl zodiakalny, czyli 12 miesięcy. Mam nadzieję, że lektura okaże się dla Państwa zajmująca, a ilustracje będą cieszyły oko

Moje powieści o znakach oparte są  na archetypach i nie zawierają wszystkich aspektów danego  znaku, lecz tylko ich część –  na potrzeby tej publikacji. Wobec tego postaci mogą się wydawać przejaskrawione. Cechy archetypowe znaku mogą się przejawiać pozytywnie i  negatywnie, zależy od tego, jak  zostaną wykorzystane. Nie należy odczytywać ich  dosłownie przykładając do siebie i  na przykład się obruszać – ja taka/taki  nie jestem! To nieprawda! Jestem  Baranem, więc muszę być chamski  – możesz być, owszem, ale możesz być po prostu bardzo bezpośrednią osobą, mieć wolę walki, lubić krótkie i szybkie akcje. Szybko się zapalać do  czegoś i równie szybko gasić, tzn. nie mieć umiejętności pociągnięcia np. projektu – Barany bywają bardzo dobre w rozpoczynaniu spraw, nadawaniu im biegu, życia, iskry – a kiedy ogień jest rozpalony, już ktoś  inny powinien się nim zająć, natomiast Baran powinien ruszyć do kolejnej akcji. Bo  Baran działa akcyjnie. Szybko, krótko, nagle. Na tym polega m.in. zrozumienie astrologii – że każdy  znak  ma inne zadanie i inaczej  się przejawia, a my ludzie mamy pewne określone cechy z każdego znaku w różnych proporcjach i różnie się one przejawiają. I tak, jeśli  jesteś spod znaku Barana – nie znaczy, że jesteś  nieokrzesanym  mięśniakiem – możesz być bardzo kulturalnym człowiekiem, lubiącym wysiłek, sport, człowiekiem, który  mówi wprost, to  co  myśli (bezpośredniość, bywa czasem brutalna – czyli  baraniasta – dla wrażliwszych osób), człowiekiem, który woli działać, niż się zastanawiać – co przynosi różne skutki, bo to  może oznaczać porywczość a dla niektórych  bezmyślność. Człowiekiem, który woli doświadczać  (co  oznacza, że może oberwać od życia w skórę) niż  teoretyzować. Nie boi się tych razów od życia, radzi  sobie z nimi. Każdy  z nas ma takie cechy w jakiejś kwestii.

Pamiętaj drogi czytelniku – nie przykładaj tych historii bezpośrednio do  siebie – cechy ich postaci przejawiają się w Tobie w taki sposób, w jaki są wymieszane.

Na koniec jednak przewrotnie zapytam – a może masz je w sobie, tylko ich nie chcesz widzieć? 😉

 

Zastanawiam się też ile z siebie – niezależnie czy jesteś kobietą, czy  meżczyzną – odnajdziesz w głównej  bohaterce opowieści?

Zapraszam do  czytania. Na początek:

 

KORA

– Rety, co za dzień! Jak dobrze być już w domu…

Oparłam się o z hukiem zatrzaśnięte drzwi, torebkę i neseser upuściłam na podłogę. Stałam tam zmarznięta i rozdygotana dłuższą chwilę, jak ktoś, kto uciekł właśnie prześladowcy. Byłam zbyt zmęczona, żeby się ruszyć. Właściwie uciekłam temu tyranowi, jakim jest nim mój szef. Bezwzględny sadysta, typ bez uczuć, wyrachowany gad. Zabija nas wszystkich powoli, codziennie coraz bardziej zaciska pętlę  na naszych szyjach, wykańcza nas powoli, sprawdzając ile sobie jeszcze pozwolimy. Ile ja wytrzymam.

Rozpłakałam się.  „Nie dam rady już tak dłużej, po prostu nie dam rady…” – myślałam chowając twarz w dłoniach. Spojrzałam w lustro. Spod rozmazanych resztek makijażu spoglądały na mnie obce oczy. Jakby nie moje. I nie moja twarz. Dłuższą chwilę przyglądałam się tej kobiecie w lustrze, ubranej, czy raczej przebranej w elegancki kostium, gładko uczesanej w kok, a ona spoglądała na mnie. Nie, zdecydowanie, praca w korpo nie jest dla mnie. Gdzie podziała się ta niegdyś tak wesoła dziewczyna, gdzie burza włosów i roziskrzone oczy? Teraz…  krytycznie przyjrzałam się ściągniętej ze smutku i zmęczenia, poszarzałej twarzy i smutnym, podkrążonym oczom.

Wreszcie oderwałam się ciężkim ruchem od drzwi. Zrzuciłam przemoczone buty, płaszcz rozwiesiłam na wieszaku, żeby się  nie pogniótł – zapłaciłam za niego pół pensji, praca i zarobki zobowiązują, muszę „wyglądać” – ale czy jest tego wart? Czy te ciuchy, to wszystko, na co mogę sobie teraz pozwolić jest warte tej ceny jaką płacę? Waluta jest cenna – to moje życie. Weszłam do kuchni, wymacałam kontakt i zapaliłam światło. Nalałam wodę do czajnika i włączyłam go. Wyjęłam puszkę z herbatą – otworzyłam ją, lekko nią wstrząsając, żeby wydobyć aromat liści– wciągnęłam go głęboko w nozdrza. Uwielbiam ją! Poczułam, jak zapach delikatnie rozpływa mi się po duszy. Tak, pachnie i smakuje wybitnie, przywiozłam ją z którejś z podróży służbowych. Jedno co dobre – mogę sobie pojeździć i przywozić ulubione produkty. Pod warunkiem, że mam czas na zakupy, a to też właściwie rzadkość. Zazwyczaj mam niewiele czasu na jakiekolwiek zwiedzanie. Wsłuchując się w szum gotującej się wody przygotowywałam napar i rozmyślałam. Krzątałam się po kuchni, zajrzałam do lodówki w nadziei, że może w jakimś jej kątku zapodziało się coś do jedzenia…. Ale nie. Puchy. Pokręciłam głową i ciężko westchnęłam. Ta kanalia znów mnie przetrzymała do późna. Standard. Miałam nadzieję kupić coś w drodze do domu, ale okazało się, że wszystkie sklepy są już pozamykane, a ten nocny, który jest w pobliżu akurat miał przerwę. Stałam przed otwartą na oścież lodówką i gapiłam się na puste półki. Naprawdę – jak pech to pech. Dobrze, że jutro jest niedziela, nie będę musiała iść do biura. Muszę przewietrzyć głowę, jakoś się zresetować, bo zwariuję!  Może trochę posprzątam, zrobię jakieś zakupy. A może Wszechświat chce mi coś pokazać? Może rzuca mi tyle kłód pod nogi, żeby  mnie obudzić? Na przykład dzisiejszy dzień: wszystko przygotowane jak trzeba, zapięte na ostatni guzik, a szef w ostatniej chwili pozmieniał parametry. Oczywiście, że cały plan się posypał! Następowała katastrofa za katastrofą! Zdezorientowani i wściekli klienci wydzwaniali z pretensjami, oczywiście nie szef obrywał, tylko ja, przecież pan i władca nie wziął ani pół grama odpowiedzialności  na siebie! Współpracownicy się odsunęli,  nie chcieli dać  się w tym umoczyć. Rozumiem ich i nawet nie mam pretensji. Do tego padł system  w komputerze, wszystkie dane szlag trafił… Odzyskanie tego to mistrzostwo świata, na szczęście informatyk się  nade mną ulitował i pomógł, gdyby nie on, już chyba bym nie miała pracy. Co z tego, jak szef i tak  mnie zrugał? Zrobił taką karczemną awanturę, jakby to była moja wina! A przecież sam dał mi zainfekowany pendrive, nie jestem przecież duchem świętym, żeby wiedzieć, że na nośniku był wirus! Zresztą nie zdziwiłabym się, gdyby zrobił to specjalnie.

Znów się rozpłakałam. Czułam w sobie i wokół siebie potężną, bardzo gęstą ciemność, przygniatała mnie swoim nieziemskim ciężarem – jednak teraz tama puściła i wszystko się ze mnie zaczęło wylewać. Miałam wrażenie jakby z każdą łzą, z każdym szlochem robiło się coraz jaśniej wokół mnie, czułam jak uwalnia się coś we mnie.  Usłyszałam, że woda się zagotowała, zamknęłam więc zrezygnowana powietrze w lodówce i poczłapałam w stronę czajnika, żeby zalać herbatę. Będzie się zaparzać, a ja przez ten czas wezmę prysznic. Akurat będzie w sam raz do picia, kiedy wyjdę z łazienki.

Poszłam do tej mojej wypieszczonej świątyni dumania i oczyszczania,  odkręciłam wodę w prysznicu, żeby zimna spłynęła i rozebrałam się. Zostawiłam pomięte ubrania rozrzucone na podłodze. Weszłam do kabiny  pod ciepły strumień, który niemal natychmiast zadziałał na mnie kojąco i regenerująco. Czułam, jak krople delikatnie uderzają mnie w głowę i plecy, spływają po ramionach, lędźwiach, jak masują moją skórę i mięśnie, jak ściągają ze mnie zmęczenie – tę energię rozpaczy, poczucia przytłoczenia i porażki. Znów płakałam. Bardzo, bardzo mocno. Oczyszczałam duszę i ciało. Jak kiedyś. Tak, niegdyś żyłam bardziej w zgodzie z sobą. Miałam tyle pasji! Sama byłam pasją! Co się ze mną stało? Czy mogę to jeszcze zmienić? Na chwilę oddałam się wspomnieniom, jednak otrząsnęłam się  z nich. Czy to coś da, takie rozpamiętywanie? Tylko wzmaga żal i rozgoryczenie. Zakręciłam kurek i wytarłam się dokładnie, właściwie wyszorowałam ciało ręcznikiem, żeby pobudzić krążenie. Tak, chcę je czuć, chcę czuć, że żyję! Kąpiel i wypłakanie znacznie poprawiły mój  nastrój. Poczułam się dużo lżejsza, a  i świat wydał się inny. Zawinęłam się w mój kochany, długi, puchaty szlafrok i poczłapałam do kuchni po herbatę. Oczywiście zdążyła całkiem wystygnąć, w końcu spędziłam w łazience więcej czasu niż planowałam, smutek i depresja zwolniły mi ruchy. Wylałam ją do zlewu i ponownie zagotowałam wodę. Zrobiłam nowy napar, wzięłam kubek i skierowałam się do pokoju. Właściwie poczłapałam. Szurałam nogami, nie miałam siły ich podnieść. Czułam się jak stara kobieta – jak to możliwe?! Przez chwilę postałam w ciemności, po czym zapaliłam lamkę przy ulubionym fotelu i odstawiłam kubek. Rozejrzałam się wokół, szukając koca i oceniając wielkość bałaganu, którego nie mam czasu posprzątać od… nie wiem kiedy. To mieszkanie to sypialnia. Tylko i aż w mojej sytuacji. Owszem, wygodna i przytulna, lecz nie mam czasu z niej korzystać w pełni.  Westchnęłam. Wygrzebałam koc spod stosu prania rzuconego  na tapczan. Jak dawno nie miałam czasu, żeby tak zwyczajnie posiedzieć w domu! Książki nie miałam w ręku… nawet nie pamiętam kiedy ostatnio coś czytałam! Ciągle tylko praca i praca! Telewizor nie jest podłączony do kablówki, więc nic nie obejrzę, używam tylko internetu, żeby w weekendy móc pracować w domu. Hm, może bym coś obejrzała w komputerze? Nie mam jednak pomysłu co. Czuję się fatalnie – jakby mi wycięto mózg. „Nie mam potrzeb, nie mam życzeń. Czarna dziura.” – pomyślałam. Znów pokręciłam głową i westchnęłam ciężko. „Kobieto, chyba czas zrobić coś ze swoim życiem. Najwyższy czas, bo długo tak nie pociągniesz – mówiłam w myślach do siebie. – Nie masz rodziny, nawet kota nie masz. A lata lecą. No, nawet niech lecą, ale przynajmniej tego kota mogłabyś mieć. Byłoby do kogo się przytulić. A tak? Jesteś  sama, samiuśka. Mógłby koić twoje skołatane nerwy swoim mruczeniem. Tak byłoby przyjemnie mieć teraz kota na kolanach, zanurzać palce w miękkim futerku i czuć się zwyczajnie bezpiecznie, prawda? No, tak, jesteś zbyt odpowiedzialna na to, żeby brać kota, bo siedziałby sam całymi dniami w domu, nie można skazywać zwierzaka na taki los przecież. To nieetyczne i nie  Twoim stylu – karciłam się w myślach. – Chyba, że… a może by tak naprawdę rzucić pracę? Co mnie w niej trzyma? Mam  trochę oszczędności, mogłabym jakiś czas przetrwać. Co najmniej kilka miesięcy. Może urodzi się przez ten czas jakiś plan B? I jakiś kociak może by się tu wprowadził?”. Myśl o kociaku sprawiła, że się nieco uśmiechnęłam, bo dostrzegłam w niej miłą dwuznaczność. Tak. Mężczyzną do rzeczy też bym nie pogardziła.

Poczułam podekscytowanie i pewnego rodzaju rześkość. Przypływ energii – odebrałam to jako dobry sygnał. Usiadłam w tym hiper wygodnym, najpiękniejszym na świecie, wymarzonym fotelu, który kupiłam sobie rok temu na urodziny, by mieć gdzie wieczorami czytać książki. Siedziałam w nim dotychczas chyba dwa razy. Więcej  nie miałam czasu i siły, bo zazwyczaj po powrocie z pracy siadałam do biurka, by jeszcze pracować, albo wlokłam się prosto do łóżka. Nie, czas to zmienić. Zdecydowanie!

Wprowadzam zmiany od tej chwili!

– Pierwsza – po to kupiłam fotel, by go używać. Od dziś będę w nim codziennie wypoczywać! Z tym mocnym postanowieniem podkurczyłam pod siebie nogi, usadowiłam się wygodnie i opatuliłam szczelnie pledem. Wzięłam kubek z herbatą w obie dłonie i spojrzałam w ciemność za oknem.

Co to za wspaniała chwila! Niezwykła! Czułam się, jakbym robiła coś szalonego, coś zakazanego, a jednak cudownego! Rozkoszowałam się tym nicnierobieniem i ciepłem kubka w dłoniach – pierwszy raz od dawna poczułam, że zadbałam o siebie i własne potrzeby. Cieszyłam się swoim komfortem – trochę wymuszenie, bo gdzieś w brzuchu czaił się niepokój, a jego wysłannicy, lękliwe myśli, czaiły się  z tyłu głowy, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. Jest bezpiecznie, ciepło. To ważne. Sącząc powoli herbatę analizowałam swój dzień, tak podobny w sumie do innych, ale nie rozczulałam się już  nad sobą. Powzięłam przecież postanowienie. Coś mi dziś kliknęło w umyśle, jakaś część duszy wołała, że to ostatnia chwila na to, żeby się uratować, zanim zamarznie na dobre. Trzeba iść za tym wołaniem. Nie wiedziałam jeszcze co mogłabym robić w zamian, ale trzeba opuścić korpo. I to już. Podoba mi się siedzenie wieczorem w fotelu, w końcu po to go kupiłam. Pracując tu gdzie teraz mam małe szanse na korzystanie z niego. Po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęłam się. Zrobiło mi się przyjemnie, koc grzał mnie z zewnątrz, ciepły płyn rozchodził się po organizmie i rozgrzewał mnie od wewnątrz, z każdą chwilą czułam coraz większą błogość. Wciąż rozważałam porzucenie pracy i doszłam do wniosku, że świat mi się przecież nie zawali. „Co mogłoby się stać gorszego, niż dzieje się teraz?  – myślałam – Tkwię po uszy w bagnie. Każdy ruch coraz bardziej mnie w nim pogrąża. Trzeba się z niego wydostać!”.

Odstawiłam pusty już kubek i mój wzrok padł  na książkę leżącą  na stoliku. Ależ na niej kurzu, zresztą  na stoliku wcale nie jest lepiej! Wzięłam ją do ręki, strzepnęłam pył. Wiązała się z nią dziwna historia. Któregoś wieczora po pracy wstąpiłam do osiedlowego spożywczaka, o dziwo zdążyłam! W kolejce do kasy stała przede mną pani mniej więcej w moim wieku, ale co to za kobieta była!  Niesamowicie kolorowa! Wspaniałe włosy miała częściowo upięte w fantazyjną fryzurę, część natomiast swobodnie spływała na plecy. We włosach miała kwiat, na ramionach barwny szal. Ubrana była w płaszczyk uszyty jakby z kolorowych ścinków i długą amarantową spódnicę. Przez ramię przewiesiła wielgachną torbę w indyjskim stylu. Pomieszanie i  nadmiar kolorów, ale jakoś to wszystko do niej pasowało i świetnie współgrało. Jej styl wyraźnie przekazywał informację o wielkiej energii i indywidualności. Widać było, że to szczęśliwa kobieta była. Na pewno nie pracowała w żadnej korporacji! Odwróciła się w moją stronę, popatrzyła na mnie uważnie i uśmiechnęła serdecznie. Zrobiła to w taki specjalny sposób, jakbyśmy się znały i jakby mi przekazywała jakąś tajemnicę. To było porozumienie. Poczułam się tak, jakby mnie otoczyła kokonem ciepła. Zobaczyłam  w niej cząstkę siebie, zapragnęłam wtedy być nią. Miała niesamowite oczy – wiedziałam, że widzi mnie na wskroś. Zapłaciła, spakowała swoje zakupy i już miała odchodzić, kiedy otworzyła tę swoją przepastną torbę, wyjęła z niej książkę i podała mi z tym swoim pięknym uśmiechem mówiąc – „Przepraszam, zapomniałabym! Chciałabym oddać pani jej własność. Dziękuję! Mam nadzieję, że nie zapomni pani się nią cieszyć tak, jak ja się cieszyłam! I skorzysta tak bardzo, jak ja!”. Podkreśliła słowa „nie zapomni pani”. Dziwne. Ponieważ byłam zaskoczona, nie zareagowałam, więc kobieta po prostu wzięła moją dłoń (przeszedł mnie dreszcz!), włożyła do niej książkę, odwróciła się i wyszła szeleszcząc spódnicą. Spojrzałam na tę książkę zdumiona, bo przecież nie była moja i wybiegłam ze sklepu, żeby ją oddać, ale kobiety już nigdzie nie było. Jakby się rozpłynęła. Wróciłam do kasy. Zaczęłam wypytywać kasjerkę o tę tajemniczą osobę, jest tak wyrazista, że łatwo ją zapamiętać. Niestety niczego się nie dowiedziałam. Ta pani podobno nigdy wcześniej tu nie była. Miałam przejrzeć książkę po powrocie do domu, ale oczywiście w chwili, kiedy zamierzałam usiąść w fotelu zadzwonił szef i musiałam wracać do biura mimo późnej pory. Tak jak ją zostawiłam na stoliku, tak leżała to tej chwili.

Skoro nie miałam wtedy czasu jej przejrzeć, postanowiłam skorzystać i zrobić to teraz. Byłam jej bardzo ciekawa. Przytrzymałam tomik w dłoniach, jakby ważąc go.  Nie miał okładki ani strony tytułowej, miał natomiast stronę z dedykacją:

„Kto często patrzy w gwiazdy rozumie prawa rządzące Naturą”.

A pod spodem ręczny dopisek:

„Koro, patrz w gwiazdy i podążaj za ich światłem i wskazaniami, a drogi Twego życia wyprostują się. Dzięki temu będziesz też mogła pomagać nie tylko sobie, ale też wskazywać kierunek innym. Ufaj! Pamiętaj: po nocy przychodzi dzień, a po zimie wiosna. Tak jak ziemia się odradza, kiedy mitologiczna Kora wychodzi z Hadesu, tak i Twoje życie może rozkwitnąć!”.

„Skąd ta kobieta wiedziała, jak  mam na imię?! Przecież nie jest ono zbyt popularne, właściwie bardzo rzadkie! Taki dziwny zbieg okoliczności? Kim ona jest? Czy ona mnie znała? Skąd? Może mnie z kimś pomyliła? Zachowywała się, jakby tak… i to absurdalne twierdzenie, że książka jest moja i pożyczyła ją ode mnie! I jak ona wtedy mogła się tak rozpłynąć w powietrzu, przecież niemożliwe jest, żeby tak zniknąć!” – zastanawiałam się gorączkowo nad tamtą sytuacją, pytania kotłowały mi się w głowie, niestety nie znalazłam żadnego sensownego wyjaśnienia. „A książka nie jest stara, jest tylko nieco zniszczona od używania, właściwie brak jej tylko okładki, więc nie jest to jakaś dawna dedykacja. Taki zbieg okoliczności? Dziwne. A nawet niemożliwe”.

Pomyślałam że jutro podejdę do tego sklepu i wypytam personel, czy może ta osoba pojawia się tu jeszcze. To, co zrobiła, jej słowa – to wszystko było bardzo, bardzo zastanawiające. „A właściwie o czym jest ta książka? Nie ma tytułu, ani autora, szkoda. Cóż właściwie szkodzi mi ją przeczytać?” – przekonywałam siebie.  Najpierw przewertowałam tomik otwierając go na chybił trafił, żeby się zorientować w treści. Znalazłam tam opisy znaków zodiaku, jakieś koła czy wykresy zwane mandalami. Hmmm… wygląda to ciekawie, nie jest to chyba stek gazetowych bzdur, tylko wygląda na całkiem sensowne, żeby nie powiedzieć naukowe opracowanie.

Zawartość książki zainteresowała mnie na tyle, że postanowiłam wgłębić się w treść. Zaczęłam czytać od początku. Ani się spostrzegłam, a pochłaniałam zdania jak odkurzacz.  Zmęczenie ustąpiło zaciekawieniu.

W pewnej chwili usłyszałam męski chropawy głos:

c.d.n.

Magdalena Pfeifer

Jeśli jesteś miłośnikiem astrologii i pragniesz mieć swój astrologiczny portret w postaci AstroMandali – skontaktuj się ze mną. O tym, czym jest AstroMandala i jak  ją zamówić dowiesz się tutaj. 

Chętnie namaluje też  dla Ciebie Anioła Duszy, Mandalę Duszy (lub z dowolną intencją), Twoje zwierzę  Mocy lub Twój Znak Zodiaku. Podejmę sie również wykonania ilustracji do Twojej publikacji lub strony internetowej/bloga.

Serdecznie zapraszam!

Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.