Taka to się stała wczoraj sytuacja przypadkowa. Zupełnym przypadkiem.
Otóż.
Jest przecież lato, upały po 25-30 stopni. Pięknie po prostu! Marzenie! Tak się niefortunnie złożyło, że wyszłam z domu z samego rana, noc miałam wyjątkowo nieprzespaną (złapałam jakieś 2 godziny), dzień był męczący, bo mnóstwo – zadaniowy, a w powietrzu wisiała burza, zresztą pewnie przez nią nie mogłam spać. Pod wieczór byłam padnięta. Wracając do domu zadzwoniłam do najmłodszego dziecka, żeby zebrało manatki, pojedziemy na plażę, na bulwar, fundniemy sobie lody jakieś może, kolację gdzieś, gofry… a dziecko nie i nie. Chce zostać w domu i już. Nigdzie nie chce iść. Ewentualnie, jakby można było wykąpać się, ale nie można, bo przecież te dziadowskie sinice…Konsekwentnie i z uporem odmawiało. Nie pomagały prośby, namawianie, tłumaczenie, przekupstwo. Było mi przykro… i ogarniała mnie frustracja, poczucie winy – cały boży dzień dziecko siedziało samo w domu. Niby wiem, że niby lubi. Nie ma wtedy nad głową matki, która ciągle coś tam chce, zamartwia się… a tysiąc telefonów w ciągu dnia można przeżyć (konkretnie trzy…)
Jechałam więc tak sobie drogą i zastanawiałam się co zrobić. Międliłam w sobie uczucia i myśli – nieposkromione pragnienie pójścia na plażę, wywietrzenia się, zrelaksowania, poczucie winy, obowiązku wobec dziecka, uczucia zranionej matki, która chce nieba dziecku przychylić, cały dzień myślała o tym ,że biedne dziecko samo w domu siedzi, zamiast korzystać z lata, urażonej matki… Tak, tak! Dziecko mi wyrasta, chce się ode mnie uwolnić, jak może! JAK? I jak tu żyć? co robić???
Świadomość tego, że to normalne, że dzieci są u nas w gościnie, że wyrastają, potrzebują też być z dala od matki, że mają swoje potrzeby – nie pomagała.
I co? Z bólem skierowałam swoje auto w stronę domu. Żeby dziecko nie siedziało samo. Już, już porzucałam swoje marzenie o spacerze po plaży, odetchnięciu!….
Klik!
Klik!
Klik!
Halo! Jest tam kto? Te, matka! A ty nie możesz aby iść SAMA na ten spacer??? Coś się stanie? Świat się zawali, czy coś?
Skoro dziecko nie chce, to nie, no trudno, zrobiłaś wszystko, żeby je przekonać, a ono się upiera- jego sprawa! Ale to nie znaczy, że TY nie masz zrobić tego, na co masz ochotę! Dziecko sobie radzi. Jest bezpieczne! Szoruj na plażę! Co będziesz robić w dusznym domu? Sprzątać? Mogłabyś coś namalować, albo napisać, ale jesteś taka zmęczona…
Te kliknięcia były cudowne! Nie powiem, szarpały mną jeszcze różne…. co ja tam będę wymieniać, szarpało i tyle. Ale pomknęłam na tę plaże. Z myślami o ironii tej sytuacji, o jej paradoksie! Zdziwiona tym, co się stało.
DZIECKO, KTÓRE CHCIAŁO SIĘ UWOLNIĆ OD MATKI, UWOLNIŁO MATKĘ!
DZIĘKUJĘ CI DZIECKO.
I wiecie co? Poszłam na gofra. Umazałam się cukrem pudrem. Łaziłam na boso po ulicy, potem spacerowałam sobie po plaży, moczyłam nogi i przeskakiwałam ze śmiechem przez fale wieczornego przyboju, ludzie patrzeli, ale co z tego? Było mi dobrze! Kontemplowałam radość uwolnienia, radość dziecka w sobie Emotikon smile śmiałam się na głos, biegałam zygzakiem po plaży, bo akurat taką czułam potrzebę, szurałam w piasku koleiny, robiłam zdjęcia, rozmawiałam z obcymi ludźmi rozbawionymi moim małym szaleństwem, bo robiłam rzeczy, które zwykle robią dzieci, a oni nie mogli się nadziwić! Tylko, że to nie szaleństwo! To RADOŚĆ ŻYCIA! Uwolnienie od kawałka poczucia obowiązku, jakiś balast zrzucony (nie dziecko, żeby nie było, nadal dam się za nie pokroić, jak za wszystkie moje dzieci!)! Czułam się lżejsza, jakieś grube cumy zostały odcięte…
Robiłam to, co JA chciałam! W tym danym momencie!
Po deszczu (deszcz przeczekałam w Del Mar na herbatce) zrobiłam na plaży serce – dla siebie, dla mojej ukochanej plaży, dla moich dzieci, dla Was, którzy może łaskawie to czytają Emotikon smile przyłapałam się na tym, ze robiłam je w wielkim skupieniu, z wytkniętym językiem i śpiewając NIEOKREŚLONE COŚ pod nosem, za to radosne. Dziecko byłam! Dziecko jestem! Jeeeee! Co za fantastyczne, naturalne, spontaniczne uczucie!
Też powinniście tego doświadczyć!
Potem poszłam na ogromne lody. Pyyyyszne! O smaku serka mascarpone i słonego karmelu. Odkrycie wczorajsze na Skwerze Kościuszki. Lodziarnia „Sucre Naturalne Lody” – niewtajemniczonych informuję, że to Serce Gdyni. Ta wielka litera to przypadek, ale niech zostanie. Tzn. Skwer jest Sercem Gdyni, nie lodziarnia! Właściwie stoi przy Al. Jana Pawła II, ale raczej to miejsce kojarzone jest jako Skwer Kościuszki. Kiedyś w tym miejscu była woda…. hm…
Mam szczęście, że mieszkam w Gdyni… Emotikon wink
Pomknęłam z tymi lodami, na boso zresztą, bo podeszczowy piach z plaży ciągle się kleił do stóp, pomimo, że próbowałam się umyć w kałuży (!!!), na ławkę, a tu niespodzianka! Mokro! Aaaaajaaaaj…. No tak, ale gapa ze mnie, przecież lało…. No… i co z tego? Usiadłam! Ciepło jest, przecież wyschnę…. i lizałam te lody, jak dziecko. I kiwałam giczołami. I śpiewałam sobie pod nosem.
Ależ było mi dobrze! Pomimo ogromnego zmęczenia późno wróciłam do domu…
Dziękuję Ci dziecko!
Co prawda, nadal wolałabym, żebyś ze mną poszło i jadło te pyszne lody, chodziło na boso, skakało przez fale itd, ale dziękuję Ci, że chcąc uwolnić się ode mnie – uwolniłoś mnie Emotikon smile
PS.: dziecko poszło ze mną na plażę, czy raczej ja z dzieckiem, następnego dnia – fajnie było!