Czeslaw Mozil gdyniaTak. Śpię z nim. Z Czesławem. Od dobrych kilku dni. Zasypiam

z nim i budzę się. Otwieram oczy i mój wzrok pada na te jego błękitne oczęta i chłopięcą buzię. Jestem zafascynowana. Nim jako człowiekiem. Czytam go przed snem. Fajny jest. Myślę, że na żywo też bym go polubiła. Czytam i dochodzę do wniosku, że niegłupi facet z niego jest. No.

Ta jego książka – bo śpię z Czesławem drukowanym – nie jest to Sienkiewicz, ani Wańkowicz, nie, nie! Tak sobie chłop coś gada, pitoli trochę, jakby na imprezie był, parę piw wychylił

i wspomina… zwykłym bardzo potocznym językiem. Potoczystym też, a jakże, czasem denerwująco. Czasem naiwnie. W sumie – ciekawie. Taki sobie Czesio – bajarz. Ktoś mógłby powiedzieć, że ego ma większe od Wielkiego Kanionu, zapytać – kto on właściwie jest? I co sobą reprezentuje? Może i ma takie ego, nie wiem, jeszcze całego Czesława nie przeczytałam. Nie znam człowieka przecież. Odkrywam go sobie pomalutku. Eksploruję. Powoli wyłania mi się jego osobowość. Oczywiście, na pewno sobie go trochę idealizuję. Ale fascynuje mnie. Bo kim właściwie jest Czesław? Wyłonił się kiedyś skądś, taki undergroudowy muzyk ze śmiesznym (cudnym! Uwielbiam!) akcentem, dziwnymi tekstami, gra na akordeonie, kto to gra na akordeonie??? Po prostu pojawił się i… jest.

Kim więc jest? Interesującym człowiekiem, jak dla mnie. Otwartym na inność, tolerancyjnym. Troszkę zagubionym pomiędzy dwoma krajami – Danią i Polską, poszukującym tożsamości. Chłopakiem odkrywającym świat, beztrosko (na pewno?), ciekawym świata i ludzi. Imprezowiczem. Muzykiem. Do tego utalentowanym. W sumie gościem dość chyba nieśmiałym. Szczęściarzem, który jakoś tam sobie dryfuje w życiu, a co się ma ułożyć, się układa, ale – czego nie pisze wprost, pewnie dlatego, że jest zbyt skromny – bardzo pracowitym i dlatego układa mu się to, co się ma ułożyć. Jest łapczywy na życie. Refleksyjny. Wydarzają mu się w życiu rzeczy i może nie od razu – ale jednak wyciąga wnioski. To jest ogromna wartość. Ludzie często nie wyciągają wniosków, a potem się dziwią, że to, czy tamto ich ciągle spotyka. Albo nie spotyka. Potrafi spojrzeć na siebie krytycznie i powiedzieć, że nie zawszy był fair. To też cenne. Może musiał, bo jakby nie napisał, dostałby od kumpli po mordzie, ale jednak zrobił to.

Przede wszystkim jest to człowiek z pasją i chyba jest do tego skromny. Nie mam pewności, powtarzam, że nie znam człowieka, śpię tylko z jego papierową wersją… na pewno wie, że nie to ma wartość, co jest warte kupę forsy. Dość długo grał i tworzył na starym rozpadającym się akordeonie, pomimo, że miał inny, dużo droższy, ale tamten był dla niego cenniejszy. Wie czym jest przyjaźń. Wie, czym jest pasja.

Nie gardzi ludźmi. Nie gardzi prowincją. Nawet jest nią zachwycony, w końcu to prowincja to jego siła. Tak jak ludzie – to oni go nakręcają. Docenia drobiazgi, docenia to, co ma. Również to, co niematerialne. Fajnie!

Moim zdaniem to niezwykle inteligentny człowiek, który sobie obserwuje świat, jaki go otacza (i tu mamy z Czesławem coś wspólnego, tzn. ja też obserwuję, ha ha!), przygląda się ludziom i światu. Wyciąga absurdy, dziwi się rzeczywistości. I odważnie komentuje to, co widzi. Odważnie, ale jakby od niechcenia. Kpiąco nawet. Nie wiadomo tylko, czy kpi z obiektu swojej piosenki, czy ze słuchacza, z tego, który nie rozumie. A może i to, i to?

Obnaża ludzkie wady, słabości. Bawi się słowami, pojęciami. Żongluje nimi. Trzeba mieć odpowiednią psychę, żeby zrozumieć i polubić to, co ma do powiedzenia, zarówno tekstowo, jak i muzycznie. Zaczepia, kpi, wsadza kij w mrowisko i patrzy, jak się gotuje… On WIE. On WIDZI. On POKAZUJE i pyta – a ty, ty widzisz to, co ja?

Byłam niedawno na jego… hm… koncercie? Trafniejsza nazwa to WYSTĘP. CZESŁAW ŚPIEWA z Czesławem solo na scenie. To miał być koncert. Chyba. A był monodram. Myślę, że można to tak określić. Ludzie spodziewali się chyba czegoś innego, więcej muzyki i całego zespołu. A tu –guzik! Czesław był sam. Z małym klawiszem, z akordeonem i piwkiem. I opowiadał. Tak, nawet coś czasem zagrał, parę dźwięków, tak pro forma coś zaśpiewał, wplatał wersy piosenek w opowieść. Ale głównie mówił. Wkładał ten swój kij i mieszał, ooooj, mieszał! Niby opowiadał o swoim dzieciństwie, młodości – to co w książce. O kumplach z podwórka. Ale co to za kumple byli! O tym co aktualne – akurat wówczas najgorętszym tematem byli uchodźcy. Nie przebierał w słowach. Mówił rzeczy, które nie każdy mógł znieść. Klął nawet, takiego podwórkowego języka używał, no zwyczajnie, to kurwą rzucił, to pierdolnął – co nie każdemu przypadło przypuszczam do gustu. I parę osób wyszło z lokalu. Nie dali rady czesiowemu dowcipowi i sposobowi bycia, haha! Oj, bo po łapkach, tu się dialog toczy! – można by powiedzieć. Monolog właściwie. Inteligentny do bólu. Osobiście – ryczałam ze śmiechu! Powstrzymywałam się trochę, a jakże, z towarzystwem byłam, wstyd im przynosiłam, nic nie piłam, a piszczałam ze śmiechu – trzeba było się trochę ogarnąć, bo niektórzy gapili się na mnie z przyganą – jak to, co cię kobieto tak śmieszy?! Co w tym śmiesznego?

Śmieszyły mnie teksty Czesława, śmieszyło mnie, że niektórzy nie łapią kontekstu, śmieszyły mnie te spojrzenia, chrząknięcia… Śmieszyło mnie to, co smutne nawet, taki śmiech przez łzy…

Zrobiłyśmy sobie z córką lansik z Czesławem, a co! A może to Czesław lansuje się z nami? Nie, żeby przedtem słyszał o nas…

Wyszłam z koncertu w dobrym humorze, ale i pełna refleksji. Długo mnie trzyma, aż do teraz 😉 ale fakt, jak się śpi z kimś, to się o nim myśli… moja córka też z nim śpi… rozrywany ten Czesław.

Najważniejsza konkluzja moja jest taka, że Czesław jest… po prostu jest SOBĄ. Taki jest jaki jest. Jak się komuś nie podoba, to wypad. Akceptuje siebie takiego. Podąża za swoimi talentami i rozwija je. I to jest jego siła.

I jeszcze jedno jest pewne. Czesław cieszy się życiem.

I tego właśnie i Wam moi mili czytelnicy i sobie życzę. Z całego serca!

  1. S.: córka mnie oświeciła, że występ nazywał się Czesław Śpiewa Solo Akt. Dziękuję, dobrze wiedzieć, ale i tak dostałam to, co chciałam :))))
  2. S.2: Czesław Śpiewa Solo Akt odbył się w listopadzie w Blues Club w Gdyni na ul. Portowej – kultowej

www.magdalenapfeiferarts.com

www.facebook.com/magdalenapfeiferarts

jeśli się Wam podoba ten tekst – proszę, udostępniajcie – nie bądźcie tacy, niech inni też poczytają

Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.