Suknia Laury, cz. 1

Magdalena Pfeifer przedstawia opowiadanie pt.:

Suknia Laury

Część 2

Nagle poczuła piekący ból w oczach, a jej  pierś zadrżała. Zaczęła spazmatycznie oddychać. Łzy płynęły jej po policzkach, szloch wstrząsał ramionami. Nie płakała tak dawno!  Nie umiała… Jej dusza zamarzła po śmierci Roberta, a teraz nagle zaczęła tajać. Siedziała skulona, przez potoki łez patrzyła na taflę morza…

Poczuła wokół ramion  macierzyński uścisk  Marianny. Kochana niania, jak tylko zobaczyła, że jej podopieczna płacze, czym prędzej podbiegła, żeby ją przytulić!

– Płacz, maleńka, płacz! Łzy przynoszą oczyszczenie i uzdrowienie! Płacz… aż wypłaczesz swój ból!… – Marianna płakała razem z nią. Siedziały tak przytulone, w jakiejś wspólnocie cierpienia, jednocześnie obie odczuwały, że demony odchodzą z każdą wypłakaną łzą,

z każdym oddechem robią się coraz bledsze.

W końcu Laurze zabrakło łez. Opadła z sił. Bezwolnie opadła w ramiona Marianny – siedziały tak długi czas, starsza pani tuliła dziewczynę, kołysząc łagodnie i dziękując Bogu za tę łaskę, za łaskę oczyszczających duszę z bólu łez!

Zachodziło już słońce i Laura z głową  na kolanach Marianny obserwowała je. Był to taki piękny, kojący widok! Różne odcienie czerwieni, oranżu, żółci, różów i błękitów ścieliły się po niebie. Czerwona kula słońca powoli zanurzała się w morzu, które tak chętnie odbijało wszystko to, co działo się powyżej jego tafli, lekko tylko zmarszczonej poranną bryzą.

– Marianno, to słońce jest symbolem  naszego dotychczasowego życia –w  końcu odezwała się Laura – było piękne, do czasu co prawda, ale było. Jutro też  będzie dzień. Dzień dany mi od Boga, nie mogę więcej ich zmarnować.– nabrała powierza i z jej piersi wyrwało się głębokie westchnienie. Marianna uważnie słuchała, trzymając dziewczynę za ręce – Wiesz Marianno – Laura kontynuowała – jestem taka zmęczona tym cierpieniem… mam już dość, trzeba rozpocząć życie od nowa. Cieszyć się każdym dniem, każdą chwilą. Muszę to robić dla Roberta, dla siebie, ale też… – Laura spojrzała z czułością i miłością, ale też z wielką wdzięcznością  na nianię – dla Ciebie!

Starsza pani zdawała się być poruszona i zdziwiona tym, co mówiła dziewczyna. Nie była w stanie wydobyć z siebie słowa.

– Tak, droga Marianno. Jesteś jedyną osobą, która kocha mnie bezwarunkowo. Jesteś jedyną bliską mi osobą! Jesteś jedyną osobą, którą ja kocham!  Kiedyś miałam jeszcze Roberta, po jego… – zawahała się trochę, zanim wypowiedziała na głos słowa, które sprawiały jej tak wielki ból – tak… po jego śmierci zapomniałam o wszystkim, świat mi się zawalił i też chciałam umrzeć. Jakie to było egoistyczne z  mojej strony – zapomniałam o tobie! Wybacz mi, Marianno! Wybacz mi, proszę, że o tobie zapomniałam!

– Moje dziecko… moja mała…  dziękuję Bogu, że pozwolił tobie wyrwać się z tego lodowatego uścisku bólu i cierpienia! Nie mam żalu do ciebie, maleńka, ani trochę! – Marianna gładziła Laurę po włosach, obie znów płakały, ale był to już płacz innego rodzaju.

– Marianno,  będę pamiętać o Robercie, ale także i on chciałby, abym żyła dalej – od dziś  nie będzie on jedynym obiektem moich myśli, tak jak dotąd. Muszę mu pozwolić odejść tam, gdzie jego miejsce teraz. Czas zaakceptować, że go nie ma. Muszę znaleźć cel, a wcześniej  nabrać sił, bo trzeba będzie wziąć się do pracy, muszę zadbać o interesy… i o ciebie, moja przyjaciółko! – obie kobiety uśmiechnęły się do siebie – od dziś będziemy razem  wychodzić  na spacery, a ja będę  się starała czynnie uczestniczyć w życiu!

Posiedziały jeszcze jakiś czas na plaży, aż w końcu chłód wieczora zmusił je do powrotu do hotelu.

Powrót do aktywnego życia nie był taki łatwy. Laura bardzo się starała, ale rozmowy z hotelowymi gośćmi ją męczyły, a ból po stracie wciąż dawał znać o sobie. Zaczęła jednak schodzić  na posiłki do hotelowej sali jadalnej i po jakimś czasie nie potrzebowała już brać zastrzyków wzmacniających, gdyż, jak  Marianna z satysfakcją zauważyła, biodra dziewczyny leciutko się zaokrągliły, znikła jej przerażająca chudość, oczy  nabrały blasku, a skóra nabrała zdrowych kolorów. Laura zaczęła interesować się otoczeniem, ludźmi wokoło. Zauważała piękno przyrody spędzała długie godziny w ogrodzie, w którym w spokoju dochodziła do siebie. Codziennie po obiedzie, razem  z Marianną wychodziły  na spacer i prowadziły długie rozmowy. Bardzo się do siebie zbliżyły. Młoda kobieta wreszcie zauważyła urok i luksus tego wspaniałego angielskiego kurortu, w którym mieszkały, tyle miesięcy już przecież, od wczesnej wiosny, a teraz sierpień zbliżał się już ku końcowi. Marianna musiała przyznać, że odkąd jej podopieczna przeszła przemianę, odkąd zaakceptowała śmierć ukochanego

i pogodziła się z nią, jej powrót do świata żywych i do zdrowia  następował oszałamiająco szybko! Ostatnio nawet słychać było jej śmiech, kiedy obserwowała na plaży bawiące się piłką dzieci!

Laura wielokrotnie wspominała o tym, ze świat jest taki piękny, że raduje ją  najmniejszy drobiazg, uśmiech dziecka, promień słońca igrający w kropli porannej rosy, szum fal morskich, nawet nawoływania mew… odkrywała i smakowała życie od nowa.

Po kilku tygodniach wspólnych spacerów Marianna uznała, że Laura jest gotowa na to, żeby samej zacząć na nie chodzić. Zaczęła wynajdywać preteksty, żeby z nią nie iść . Na początku dziewczyna nie chciała się na to zgodzić, ale w końcu uległa i po obiedzie znów wędrowała samotnie po plaży, teraz jednak niania nie obawiała się o nią. Poza tym… zauważyła, że Laurą zaczął interesować się pewien młody człowiek. Przez tyle miesięcy pobytu w kurorcie Marianna nawiązała parę cennych znajomości, szczególnie wśród służby

i zrobiła mały wywiad. Dowiedziała się, ze ten mężczyzna nazywa się Aleksander W.  i jest właścicielem kilku statków handlowych – interesy idą  mu nieźle. Jest kawalerem, ale nie kobieciarzem, ma piękny ogród, który z przyjemnością sam pielęgnuje, gra na fortepianie, czytuje książki… jest człowiekiem o dobrym sercu, sprawiedliwym pracodawcą, chętnie pomaga innym, sam nie boi się ciężkiej pracy, gdy trzeba zakasać rękawy, po prostu to robi

i pracuje wraz z innymi. Ale jest samotny. A to dlatego, że dotąd nie spotkał kobiety, która sprostałaby jego wymaganiom. Większość z tych, które spotykał, pociągał blichtr, a to nie był jego świat. Jego służący, stary kamerdyner z uwielbieniem opowiadał o swoim pracodawcy!

Służba hotelowa również pochlebnie się o nim wyrażała, był stałym bywalcem, co roku przyjeżdżał  na kilka tygodni, aby odpocząć.

To wszystko, a także osobista obserwacja tego człowieka utwierdziły Mariannę w jej postanowieniach. Widziała, jak po śniadaniu siadywał w ogrodzie i przyglądał się kwiatom, czasem czule obrywając z nich suche liście i zwiędłe płatki, czy spulchniając palcami ziemię. Widziała jakie czytywał książki. Zauważyła, że przeważnie bywał sam, choć zdarzało się jej widywać go w towarzystwie, nawet otoczonego wianuszkiem szczebioczących panien, mających  najwyraźniej  nadzieję na bogate zamążpójście. W końcu był tak zwana dobrą partią! Jednak pomimo, że bywał na codziennych uroczystych kolacjach, po posiłku, na drinku zostawał tylko przez chwilę, przez grzeczność,  jak tylko mógł, wymykał się stamtąd

i znikał w swoim apartamencie, skąd dobiegała muzyka z gramofonu. Nawet Laura mówiła

o tej muzyce i zastanawiała się, skąd dobiega.

Kilkakrotnie widziała, jak o brzasku spacerował sam brzegiem morza. Był Anglikiem, ale jego matka pochodziła ze znanej polskiej hrabiowskiej rodziny. To była świetna rekomendacja, przynajmniej dla Marianny. Laura pochodziła przecież ze szlacheckiej rodziny.  Wszystkie te zebrane o tym człowieku informacje wystarczyły starszej pani do tego, żeby mieć nadzieję, że podopieczna zwróci  na niego uwagę.

Namawiała dziewczynę wielokrotnie na  zejście na kolację, ale Laura konsekwentnie odmawiała. Nie czuła się jeszcze na siłach, aby podjąć życie towarzyskie. Z kolei czujna opiekunka dziewczyny widziała, jak ten przystojny młody człowiek przyglądał się Laurze

z daleka z zainteresowaniem, jednak nigdy nie podszedł do niej, nigdy nie zagaił rozmowy. Tylko z zachwytem na nią spoglądał, gdy była w pobliżu. A to akurat starej niani nie dziwiło, gdyż Laura była pięknością, do tego mądrą dziewczyną, nie jakąś trzpiotką, a cierpienie, jakie było jej udziałem pozostawiło w jej oczach pewną głębię. Była też spokojniejsza

i uważniejsza, również  na cierpienie innych.

Powoli zbliżał się koniec sezonu i bal z tej okazji, bal na którym mieli obowiązek pojawić się wszyscy goście hotelowi, jeśli ktoś nie przybył, traktowano to jako afront. Laura chcąc nie chcąc musiała zatem na nim być. Tym bardziej, że naprawdę czuła się tu wspaniale, niemal jak w domu i nie chciała urazić nikogo, ani obsługi hotelowej, ani właścicieli.

Wobec tego kilkanaście dni przed balem obie panie pojechały do znanego w kurorcie salonu mody, aby wyszykować suknię dla Laury. Panny krawcowe pokazały im kilka rodzajów

materii, lecz Laura nie patrzyła nic, co było w innym kolorze niż czarny, chociaż przez moment zachwyciła się piękną, miękką pąsową satyną, mieniącą się czasem tylko czernią

w załamaniach materiału. Jednak zdecydowanym ruchem odłożyła materię i wybrała również satynę, lecz czarną. Podczas, gdy panny krawcowe zdejmowały z Laury miarę, Marianna porozumiała się z właścicielką sklepu – miano uszyć dwie suknie – czarną, wedle zamówienia złożonego przez Laurę, która w ten sposób chciała zaznaczyć swój ustępujący, ale wciąż obecny smutek i żal po stracie ukochanego, oraz pąsową, o podobnym kroju, jedynie

z niewielkimi zmianami w zdobieniach, których i tak miało być niewiele, gdyż Laura lubiła raczej prostotę w ubiorze. Oczywiście o tej drugiej sukni Laura miała nic nie wiedzieć.

Po zdjęciu miary wybrano model sukni – miała być długa, prosta, podkreślająca talię, swobodnie opadająca na biodra i delikatnie rozszerzająca się ku dołowi tak, by wygodnie było w niej tańczyć – panny krawcowe zapewniały, że będzie pięknie się układać w tańcu, co śmieszyło Laurę, gdyż absolutnie nie zamierzała tańczyć! Jednak pod naciskiem Marianny ustąpiła, nie chciała sprawiać niani przykrości – starsza pani uparcie twierdziła, że suknia będzie nudna i nieładna, jeśli będzie wąska, poza tym zbyt wyzywająca, nie mówiąc już niewygodzie. Tu, rzeczywiście Laura przyznała jej rację, dwa ostatnie argumenty nie były aż tak  niedorzeczne. Suknia miała mieć dopasowany, usztywniony staniczek, na cienkich ramiączkach, ozdobiony delikatnymi plisami, biegnącymi aż po same pachy, a stamtąd swobodnie puszczony na plecach poniżej łopatek materiał, cudownie układał się w fałdę, łagodnie falującą przy każdym poruszeniu. Kreacji miały dopełniać długie czarne rękawiczki, które nie tylko miały pięknie wyglądać, ale i zasłaniać wciąż niezbyt dobrze wyglądające ramiona, pełne blizn po zastrzykach, oraz szal z pąsowego, cieniutkiego, jak mgiełka jedwabiu ręcznie malowanego w czarne róże. Obie kobiety zachwyciły się urodą szala, Laura zgodziła się  na tę ekstrawagancje kolorystyczną, a Marianna z satysfakcją stwierdziła, że będzie pasował do obu sukni.

Panie odnalazły również szewca, gdzie wzięto miarę ze stóp Laury i przyobiecano wyszykować pantofle z miękkiej zamszowej czarnej skórki.

c.d.n.

Suknia Laury, cz. 3

Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.